Blichtr i patriarchat
Przez setki lat patriarchat pracował na to, aby uczynić seks brudnym i ohydnym do granic możliwości a z kobiet zrobić lubieżne, bezwolne i bezdennie głupie istoty… W starożytnej Grecji doszło nawet do tego, że miłość do kobiety była powodem wstydu. Żonę należało wtedy mieć, ale tylko do celów rozpłodowych. Nie do rozmowy, miłości czy seksu, bo do tego były wykształcone kurtyzany lub – jeszcze lepiej – przyjaciele mężczyźni, którzy, co oczywiste, stali kilka szczebli w hierarchii wyżej od zwierząt i kobiet. Plutarch w „Dialogu o miłości erotycznej” użył wszystkich swoich zdolności filozofa i oratora, aby bronić miłości między kobietą i mężczyzną, ale… czy ktoś mu uwierzył, że kobieta ma jakąś wartość? Wydaje się, że ci bogacze z filmu wciąż żyją w tamtych czasach – ani nie wierzą w kobiecą wartość, ani nie chcą obcować dłużej z tą samą kobietą niż tylko jeden raz. Poważne rozmowy przeprowadzają z innymi mężczyznami, z żonami chyba nie robią tego, o czym fantazjują, a płatnym damom do towarzystwa podsuwają kieliszki z moczem lub próbują gwałcić w cenie usługi. Niektórzy ponoć do dziś wierzą, że żona jest do rodzenia dzieci i nigdy, przenigdy nie powinna całować penisa swojego męża, bo przecież tymi samymi ustami całuje jego dzieci (pamiętacie ten cytat i ten film?).
Kobiety-zabawki bogatych panów, którzy nie zadają pytań…
No, od takich poglądów droga do płatnego seksu jest już bardzo krótka. A w „Dziewczynach z Dubaju” widzimy bajecznie bogatych mężczyzn, którzy zdecydowanie preferują płatny seks. Czy to dlatego, że pochodzą z kraju, w którym za seks poza małżeństwem, grozi więzienie? A może dlatego, że mają pieniądze i skoro mogą kupować złoto i jachty, to mogą także kupować czas i umiejętności profesjonalnych pracownic seksualnych? Och, ale przecież nie wszyscy oni są z Emiratów Arabskich, niektórzy też z Europy, a nawet Polski, więc w czym rzecz, nie potrafią zagadać do dziewczyny? I jeszcze jeden szkopuł – nie wszystkie z tych kobiet, z którymi uprawiają seks za zgodą, a czasem gwałcą je w okrutny sposób, to profesjonalistki, bo część to przecież zmanipulowane modelki czy po prostu młode kobiety chcące się wyrwać z biedy. Ale który tam by się przejmował tym, że „zabawka”, która do niego przyszła, nie przyszła z własnej nieprzymuszonej woli? Że może przyszła, zaciskając zęby, bo właśnie została w obcym kraju bez pieniędzy, paszportu i jakiegokolwiek wsparcia? A może ma pieniądze i nawet karierę, ale uwierzyła w to, że będzie zwykłą hostessą a dopiero na miejscu okazało się, że zupełnie nie o hostessowanie chodzi?
Problem w tym, że bogaci mężczyźni nie pytają. Wybierają. Pokazują palcem. I oczekują posłuszeństwa. Nie troszczą się o to, czy ich zabawka jest pełnoletnia. Czy ma paszport i możliwość swobodnego powrotu do domu albo czy przypadkiem wczoraj nikt jej nie okradł. Czasem są „mili” i nie przekraczają ustalonych zasad, ale nadal nie pytają. A czasem uważają, że skoro zapłacili, to nie muszą ani pytać, ani trzymać się zasad, tylko gwałcą w ramach „usługi”. Tak to wygląda ze strony bogatych mężczyzn, których nikt nie rozlicza. Dlaczego tak robią? Zepsuły ich pieniądze i sądzą, że przemoc można zrekompensować odpowiednią sumą? Naprawdę wierzą w to, że wszystko da się kupić? Nikt ich nie nauczył, że gwałt to przemoc a nie taki „inny rodzaj seksu”? Nie mają szacunku do kobiecego ciała, więc nie obchodzą ich rozdarcia krocza i siniaki?
I w takim kontekście właśnie możemy spojrzeć na film „Dziewczyny z Dubaju”.
Film powstał w oparciu m.in. o książkę dziennikarza śledczego, który udokumentował całą „aferę dubajską”. Książkę tę przejrzałam pobieżnie, ale skupia się ona na dwóch wątkach: kobiet, które – świadomie lub będąc zmanipulowane – świadczyły usługi seksualne za pieniądze oraz tych, które naganiały je bogatym klientom i brały za to procent.
O ile ktoś więc chce zobaczyć „Dziewczyny z Dubaju” a w nich blaski i cenie pracy seksualnej oraz siostrzeńtwo, to może się gorzko rozczarować. Trzy główne bohaterki, które „organizują zabawę” bogatym panom, pokazane są jako cyniczne egoistki kierujące się tylko chęcią zysku, bez mrugnięcia okiem wmanipulowujące swoje koleżanki w seks za pieniądze i przeróżne kłopoty. Z czego jedna ze stręczycielek na koniec traci wszystko – dom, męża, córeczkę, pieniądze i trafia do więzienia. Można powiedzieć: fabuła mniej więcej zgadza się z tym, co było w książce Krysiaka. No, trochę podrasowana na potrzeby filmu.
Gdybym miała się wypowiadać o samym filmie jako takim, powiedziałabym, że mimo obiecującej reżyserki (która zrobiła m.in. film o Wisłockiej), potencjał tej produkcji gdzieś się rozszedł. Dla mnie za dużo było tutaj akcji, czyli wielkich imprez na jachtach, w kurortach i pałacach, a za mało psychologii. Tematy handlu ludźmi do wymuszonej prostytucji, biedy zmuszającej do dramatycznych rozwiązań czy pracy seksualnej, która nie będzie stygmatyzowana, są ważne same w sobie, ale w tym filmie – mimo że w sumie mamy do czynienia ze wszystkim po kolei – zostały ledwo liźnięte. Owszem, mamy dziewczyny biedne, mamy zmanipulowane i mamy te, które świadomie decydują, że będą zarabiać na seksie, ale… wszystkie te wątki giną przy scenach spółkowania i liczenia pieniędzy. Nie wiem, czy tak było już w scenariuszu, czy stało się dopiero w montażu. Trochę ten film wygląda, jakby ktoś chciał zrobić „drugiego Greya” i „Pretty woman” razem wzięte a przy okazji zapomniał, że film trzeba skrócić w montażu. Reżyserka Maria Sadowska w jednym z wywiadów powiedziała na przykład, że długa scena seksu między Emi a Samem została w całości w tym filmie „dla kobiet”. Ja, jako kobieta, wolałabym zamiast tej sceny, która wydała mi się kolejną dłużyzną, dowiedzieć się trochę więcej o przeszłości, motywacjach i życiu wewnętrznym naszych trzech stręczycielek, bo szczerze interesowało mnie, co sprawia, że matka zmusza swoją córkę do seksu z obcymi, a córka temu ulega. I jak się obie z tym czują. Ale zamiast tego dostałam kilka minut przewracania się po łóżku, może i estetycznego, ale niewiele wnoszącego. I nie chodzi o to, że chcę krytykować seks na ekranie, bo to takie niesmaczne. Nie. Lubię patrzyć na seks, ale o ile np. w filmie o Wisłockiej sceny erotyczne mnie wciągały, to tutaj czułam to jako powtórkę z nędznych „365 dni”.
Film wydał mi się za długi i cały zrobiony w konwencji teledysku – ubrania, torebki, nogi pokazywane w rytm muzyki. I o ile przez pierwsze pół godziny patrzyłam na to zaciekawiona, to potem coraz bardziej znużona, chociaż nie mogę powiedzieć, że całkiem mi się nie podobał, ale spodziewałam się – podobnie jak po filmie „Bo we mnie jest seks” – o wiele więcej! Tymczasem nie dowiedziałam się za dużo o bohaterkach, poza tym, że jedne chciały dorobić, a inne były naiwne. No, bardzo głębokie studium psychologiczne. Naprawdę dałam szansę temu filmowi, ale mam wrażenie, że jego potencjał został stracony. Że i w nim wszystko przysłoniła „afera dubajska”, czyli tania ekscytacja tym, że „celebrytki dają d*py”. Złożona sytuacja – bieda i wykluczenie, patriarchat i turbokapitalizm, konsekwencje wynikające z tabuizacji seksu, braku edukacji seksualnej i wychowania dziewczynek do posłuszeństwa, ludzkie dramaty i cynizm tych, którzy na tym zarabiają – wszystko to zostało przesłonięte atmosferą celebryckiego skandaliku.
Czy stać nas na pytania zamiast taniego zgorszenia?
Była tam taka scena, w której matka dowiaduje się, co robi jej córka – że wcale nie wybiera modelek do zdjęć i że sama też nie jest modelką… Ta matka rzuca jej pieniądze w twarz i odchodzi, zgorszona. Mam wrażenie, że zatrzymujemy się na poziomie zgorszenia, takiego „o, fuj!”, zamiast się zastanowić, dlaczego nadal musimy żyć w świecie, w którym młode i dobre dziewczyny płacą życiem za seksualne zabawy bogatych facetów? Jak dochodzi do tego, że jedna kobieta wymusza na innych seks i bierze z tego procent? Jak dochodzi do tego, że przymusza własną córkę? Co takiego jako społeczeństwo, robimy źle, że wciąż i wciąż wokół tyle przemocy ekonomicznej, emocjonalnej i seksualnej? Czym żyjemy, skoro dla części osób najważniejsze jest to, aby innym pokazać się w drogim aucie czy markowych ciuchach i zagryzą zęby i zamkną oczy i uszy na niedolę swoją lub cudzą, aby tylko te błyskotki zdobyć? Dlaczego? Na te pytania „Dziewczyny z Dubaju” nie odpowiadają…