Poszłam na “Biedne istoty”, bo widziałam zwiastun. Kolorowy i zabawny. Niestety, film mnie rozczarował. Dlaczego? Bo pomimo kolorów, strojów i rozmachu, pomimo filmowości którą bardzo lubię, miał także fabułę. A ta była kolejny raz powtórzoną opowieścią o mężczyźnie, który stwarza kobietę. I potem ją kształtuje. Wykorzystuje. Więzi. Manipuluje. Dręczy. Grozi. Chce okaleczyć jej genitalia. To Zeus i Atena, to Pigmalion i Galatea, to historia powtarzana wielokrotnie od czasów starożytnych, to biblijna Ewa stworzona z Adamowego żebra. To coś, co naprawdę już mnie nudzi. [Uwaga, będą spoilery].
Seria rozczarowań
A więc co my tu mamy: kobietę o umyśle dziecka, potem nastolatki i dopiero w końcówce filmu – dorosłej osoby. Taka “kobieta” zachwyca wszystkich mężczyzn wokoło. Zachwyca ojca – który ją stworzył w ramach eksperymentu. Zachwyca jego asystenta – który nawet chce się z nią ożenić. Zachwyca prawnika, który poznaje ją podczas spisywania intercyzy.
A co jest takiego fascynującego? Nieumiejętność posługiwania się językiem? Sikanie pod siebie? Totalna uległość? To naprawdę tak ekscytuje mężczyzn? Nie sądzę. Ale tak to widzą twórcy filmu, który ponoć jest o wyzwoleniu i – cytuję dążeniu do “równości i niezależności”.
“Zachwyca” głównie to, że ona ładnie wygląda i się publicznie masturbuje. To, że można ją podotykać i nie dostać po łapach. To, że ciekawi ją seks we wszystkich pozycjach. Jasne, seks jest świetny, ale po jakimś czasie patrzenia na niego – nieco mnie znudził (szczególnie, że był to seks typowo “patriarchalny” – mechaniczny, klasyczny, fizyczny i bez emocjonalnego zaangażowania – trochę taki jak z “Nimfomanki”, a nie np. z “Sztuki kochania”).
Filmowcy dorobili mężczyznom paskudną gębę osób o bardzo niskich pobudkach, które chcą tylko seksu lub miłości od zależnej, podległej, nieco upośledzonej istoty. Nie – świadomej, dorosłej i wolnej kobiety, ale zamkniętej w złotej klatce zależnej od nich wiecznej nastolatki o ciele kobiety i manierach przedszkolaka. Czy to nie jest płytkie? Czy to nie stawia tych mężczyzn w naprawdę złym świetle? To przecież nasza kultura w pigułce – niedojrzały mężczyzna z wybujałym ego, który chce być podziwiany przez nieuświadomionego podlotka! Dojrzała kobieta jest dla niego zagrożeniem – nie dlatego, że ma rozstępy, ale dlatego, że ma umysł i własne zdanie. To Elvis i jego 14-latka Priscilla, to Prince i nastoletnia tancerka Mayte Garcia, to Lolita i Humbert, to Korwin-Mikke i jego 45 lat młodsza żona Dominika. To Szymon Hołownia i jego jutubowa “sława Marszałka, który zaorał”. Tak, w wielu miejscach możemy dostrzec poranionych przez patriarchat mężczyzn, którzy pragną miłości, niedojrzałej miłości, bo sami są niedojrzali i nie potrafią kochać partnersko. Ale ta historia jest już tak ograna, że w kinie chcę zobaczyć coś nowego. Odkrywczego i wizjonerskiego. A nie kolejną wersję starożytnego greckiego mitu, o którym uczyliśmy się w podstawówce.
Rozczarowanie kobietą
Nasza bohaterka Bella, gdy już nauczy się nie wypluwać jedzenia na talerz i jak wymykać się cichaczem z łóżku Duncana, przeżywa chwilowe zainteresowanie filozofią. To jest ten moment, kiedy siedzę w kinie zaciekawiona – co będzie dalej? Mówi o wierze w człowieka, o tym, że chce ulepszyć świat. Co zrobi? Jest nie tylko nieszocjalizowaną miłośniczką “szaleńczego skakania” – jak nazywa seks – ale też osobą o wyjątkowym potencjale. Tradycyjna kultura jeszcze jej nie zniszczyła, nie zrobiła z niej biernej potulnej kobietki wątpiącej we własne możliwości. Myślę, że wtedy właśnie zacznie się akcja tego zbierającego mnóstwo nagród filmu. Może to będzie kolejny przełom jak “Matrix” albo “Obiecująca. Młoda. Kobieta”?
Ale nie. Bella porzuca zmianę świata czy realizowanie swojego potencjału na rzecz zatrudnienia się w domu publicznym. W którym uprawia seks z ludźmi, z którymi nie chce, dając wykorzystywać się burdelmamie. Tak, to był ten moment największego rozczarowania. Rozumiem, że w patriarchalnym społeczeństwie zarabianie na życie seksem może się wydawać najwyższą formą wolności i oświecenia, ale do mnie to nie przemawia. Nie widzę w tym dążenia do wolności czy równości. Kobiety robiły to lata temu i robią nadal – najczęściej – jak Bella w Paryżu – z przymusu ekonomicznego. To o tym były “Dziewczyny z Dubaju”. Czy jednak tak wyjątkowa osoba jak Bella najcenniejsze co ma do zaoferowania światu to seks za pieniądze? Nie pomaga nawet to, że ostatecznie postanowi zostać lekarką. Mogłaby zostać drugą Marią Curie-Skłodowską, Einsteinem albo Dalaj Lamą, ale ona wybiera pracę w paryskim burdelu (i nadal daleko jej do Satine z “Moulin Rouge”). I to jest ta prawda o “prawdziwym potencjale kobiety” w oczach holywoodzkich twórców? Dla mnie to policzek. (I piszę to jako osoba kochająca “City of Refuge” Starhawk, w którym motyw świątyni miłości jest jednym z ważniejszych i na zawsze odmieniającym poranionego przez piekielną patriarchalną przemoc Rivera).
Ale w tym filmie seks nie transformuje a burdel nie jest świątynia miłości. A kobiet, od których Bella może się uczyć w filmie jak na lekarstwo. Jedna starsza pani na statku i koleżanki z domu publicznego. Jaki z tego wniosek? Kobieta może uczyć się tylko od mężczyzn – najczęściej przez łóżko. Nuda i stereotyp.
Rozczarowanie mężczyznami
W filmie Bellę otaczają głównie mężczyźni. Jej “bogiem” jest jej stwórca-lekarz. God, mężczyzna o dramatycznej historii, przez lata dręczony i torturowany przez ojca w imię nauki. Jego wygląd budzi grozę, ludzie się go boją lub brzydzą. Dopiero Bella go pokocha. Kocha go tak, jak powinien kochać ojciec, który jednak traktował go jak przedmiot, zwierzę doświadczalne, żywe zwłoki – ale nie syna. Gdy Bella się pojawia, doktor-bóg chce zatrzymać ją na zawsze, nie chce, aby poszła w świat i stała się wolna. Z tego powodu aranżuje jej ślub ze swoim asystentem, przetrzymuje ją w domu-złotej klatce. Gdy Bella się buntuje – puszcza ją, ale opuszczony zaczyna pić i chorować. Z tęsknoty i pustki bierze sobie nową dziewczynę-zabawkę (“Poszukajmy ciała” – mówi), która ma mu Bellę zastąpić. Tym razem jednak doktor nie zachowuje się “niepoważnie” i swojej nowej córki-ciała nie pokocha tak jak Belli, traktuje ją zimno i z dystansem – jak jego traktował ojciec. Taki jest “stwórca” Belli – nieszczęśliwy, poraniony, bojący się miłości i związków, niezdolny do seksu, geniusz-wyrzutek, można powiedzieć – typowy produkt patriarchatu. Mężczyzna stworzony na skutek wielkiej traumy, wielkiego bólu zadanego mu przez ojca-kata, psychopatę i sadystę.
Inny mężczyzna to kochanek Belli – stary Duncan – a może nie kochanek tylko kolega od zabaw z piaskownicy? Bo przecież Bella z nim się bawi, tak jak dzieci bawią się masturbacją. W momencie, w którym Duncan ją spotyka, Bella jest osobą o umyśle i zachowaniu kilkulatka. A Duncan jest takim “śliniącym się dziadem”, który znalazł naiwną dziewczynę lubiącą szczypanie po genitaliach. I zabawy w łóżku ze starszym panem. Na początku Duncan bezczelnie Bellę wykorzystuje. Zabiera ją w podróż po to, aby wyszaleć się w łóżku. Możemy się zastanawiać, czy ich seks to seks dorosłych czy jednak dorosłego, który wie, co robi, i dziecka – które nieświadome jest potencjalnych krzywd. Więc jak na tym tle wypada nasz prawnik? Jak mężczyzna, który uwodzi dziewczynkę, bo z dorosłymi kobietami, z którymi może mieć relacje partnerskie – mu nie wchodzi. Bellę-dziewczynkę może oczarować, zachwycić, podporządkować, nakazać jej wejście do kufra, aby mógł ją porwać na statek, na którym łatwiej będzie mu ją skontrolować. Bo gdy Bella się wyzwala, ich relacje się komplikują. A jego boli to, że przestaje być już w niego zapatrzona jak w obrazek.
Myślę, że ten film podoba się ponieważ opowiada o świecie, który znamy, pozornie go transformując. Te piękne kolory, zabawne sceny, zestawienie klimatu wiktoriańskiej Anglii i nieskrępowanej dziecięcej seksualności może może bawić, oszałamiać i rozśmieszać. Myślę, że gdybym zobaczyła ten film w latach 90., byłby jednym z moich ulubionych. Choćby dlatego, że wtedy nie pokazywali w filmach masturbujących się dziewczyn. Mało w którym filmie padało wtedy słowo “łechtaczka”. Tak czy inaczej – zmiana na szczęście jest tylko pozorna. Nic się nie zmienia. To świat, który znamy, pełen przemocy, która została pokolorowana i podana jako rodzaj wyzwolenia. Aranżowane małżeństwa, “praktyczna miłość” bez miłości, kontrolujący ojciec, kontrolujący partner, kontrolująca pracodawczyni. I koniec końców – pójście w ślady ojca. Bo Bella – przecież jak jej ojciec-bóg-stwórca – postanawia zostać lekarką. Tatuś byłby dumny!
Myślę, że Bella zachwyca mężczyzn tym co stereotypowo jest przypisywane im czyli podejściem do seksu jedynie na poziomie libido, czerpaniu przyjemności niezważającej na konwense. To po każdym takim akcie jej kochanek pogrąża się w szalenczej miłości, kiedy czuje się odrzucony, niezauważony. Kontrastuje to z jego wcześniejszą deklaracją, że Bella będzie romansem i pewnie zakocha się w kimś takim jak on. Myślę że wolność Belli i niemożność jednak ujarzmienia najbardziej fascynuje wszystkich mężczyzn wkoło.