Jesteśmy dorosłe. Odnosimy sukcesy w życiu, z podniesioną głową zmierzamy się z wyzwaniami, jakie stawia przed nami codzienność. Przychodzi też moment, gdy znajdujemy partnera/kę, z którym/ą czujemy się dobrze, o którym/ej zawsze marzyłyśmy.
Coś jednak nie pozwala cieszyć się szczęściem, jakie budzi się w naszych sercach i ciałach. Coś blokuje, ogranicza, krępuje nasze myśli, marzenia i spontaniczność w związku. Co to takiego?
Dam głowę, że niemal każda z nas szuka winy w sobie; wychowano nas na samokrytyczne (często aż nazbyt), pokorne i ciche kobiety (bo taka jest, według stereotypów, nasza rola). Gdy w dzieciństwie nie chciałyśmy się podporządkować „słusznym decyzjom” podejmowanym przez mężczyzn – ojców i mężów naszych matek, bito nas i wyzywano, by zmusić do świętej (w tradycyjnym wychowaniu) uległości. Podobnie, obserwowałyśmy nasze zapracowane matki, często poniżane z różnych powodów: bo po ośmiu godzinach pracy nie miały siły zrobić obiadu, bo się starzeją, bo pomimo całego wysiłku, jaki włożyły w nasze wychowanie, my wyrosłyśmy na „niewdzięczne, pyskate i nieposłuszne dziewuchy”. Dla niejednej z Was, drogie Kobiety, brzmi znajomo, prawda?
Jeżeli jesteśmy gotowe, by odpowiedzieć sobie: „Tak, doświadczałam przemocy w moim domu rodzinnym” – nieważne, w jakiej formie ta przemoc występowała – możemy powiedzieć, że to nasz pierwszy krok do sukcesu w walce z tym, co hamuje naszą zdolność odczuwania szczęścia.
Wymuszanie lojalności, krzyki, wyzwiska, straszenie, szantażowanie emocjonalne, nadmierny rygor w wychowaniu a także różne formy nadopiekuńczości – to formy przemocy domowej, których na co dzień nie zauważamy, głównie dlatego, iż trudno je zdiagnozować wewnątrz norm zachowania ogólnie przyjętych w społeczeństwie. Gdzie więc zaczyna się przemoc, zapytacie?
Odpowiedź nie należy do trudnych i leży pod ręką – w naszych głowach. Jeśli kiedykolwiek poczułyśmy się kompletnie osamotnione, pozbawione poczucia własnej wartości, jeśli izolowałyśmy się od otoczenia, chcąc uniknąć obarczania innych ludzi naszą beznadziejną (jak słyszałyśmy) osobą, jeśli dominował w nas strach przed karą i poczucie winy za czyn, którego tak naprawdę nie popełniłyśmy – miałyśmy do czynienia w przeszłości z wyrafinowaną formą psychicznej przemocy domowej.
Skutki takiej przemocy są odczuwalne dla jej ofiary często przez całe życie w różnych jego aspektach: od niemożności odnalezienia się na rynku pracy, przez szeroko pojęte zaburzenia sfery emocjonalnej, skończywszy nieumiejętności nawiązania bliskich relacji z partnerem/ką. Obniżone poczucie własnej wartości, brak akceptacji własnej osoby, nieumiejętność obdarzenia zaufaniem partnera/ki, z którym/ą się wiążemy – to wszystko relikty, z jakimi przychodzi nam się borykać. Bardzo często przemoc domowa owocuje też problemami w naszym dorosłym życiu seksualnym.
Kiedy nie możemy odnaleźć się w bliskich relacjach z partnerem/ką, zadajmy sobie pytanie: jak bardzo zależy nam na związku, w którym jesteśmy? Czy naprawdę powinnyśmy pozwalać, by przeszłość brała górę nad przyszłością? Lecz przede wszystkim, spójrzmy w lustro i zastanówmy się: kim naprawdę jesteśmy? Ile jest słów prawdy w tym, co mówiono nam w dzieciństwie? Jak postrzegają nas inni? Przecież, gdybyśmy naprawdę były takie, jak próbowano nam wmówić podczas kłótni i przykrych rozmów, które wciąż pamiętamy, nigdy nie osiągnęłybyśmy tego, co już mamy!
Nie bójmy się otworzyć przed partnerem/ką. Nie bójmy się mówić o przemocy. I nie pozwalajmy zakuć się w stereotypy – żadna z nas nie ma obowiązku ich wypełniać! Jesteśmy przecież dorosłymi kobietami, które mają prawo cieszyć się zarówno swoimi emocjami i uczuciami, jak i seksualnością.
W drugiej części tekstu zapraszam do analizy problemu od strony badań psychologicznych i etycznych.
autor: Małgorzata „Outskywalker” Rybakowska