Zawsze uważałam, że moje życie seksualne jest udane. Mój pierwszy raz był nieprzypadkowy, z chłopakiem, którego wtedy „kochałam”.
Nie było pośpiechu, chowania się przed rodzicami, ani nic w tym stylu. Kolejne razy ćwiczyły mnie w sztuce seksualnej i naprawdę polubiłam seks – bardzo. Z tamtym chłopakiem (panem defloratorem) rozstałam się, a moje życie seksualne rozkwitało. Nie miałam „całej masy” partnerów, ale było ich kilku i zawsze wydawało mi się, że osiągam wiele, że seks sprawia mi przyjemność, że ja sprawiam przyjemność moim partnerom.
Okazało się, że miałam rację, ale także, że jej nie miałam.
Wszystko zmieniło się, gdy poznałam K. (obecnie mojego męża). Pamiętam, gdy pierwszy raz kochaliśmy się – o rany! Byliśmy tacy niezdarni, niezgrabni, jak uczniaki, małolaty, pięknie bezładni i straszliwie poplątani. Wymagaliśmy od siebie nie wiadomo czego, oczywiście wyszło fatalnie-katastrofalnie. Na szczęście byliśmy już zakochani, co pozwoliło nie poddawać się i próbować dalej – chwała nam za to!
Pierwszy raz odszedł w zapomnienie, seks z K. okazał się niesamowity, to jak uśmiech w stronę Słońca albo smak ciepłych malin. Doskonaliliśmy się, nasze ciała zaczęły grać na sobie nawzajem. A ja? A ja dowiedziałam się, że wszystko dobre-najlepsze, co osiągałam podczas orgazmu jest niczym – tak jest, mając 24 lata odkryłam, że mogę mieć kobiecy wytrysk.
Wyobraźcie sobie moje zdziwienie i radość – to jak dodatkowy prezent, stówa w kieszeni, o której dawno zapomniałaś. Oszalałam z radości, a K. pozwalał mi oszaleć – ba! nawet zatapiał się w tej rozpuście ze mną.
Czasami rozmawiamy o tym, jak dzięki niemu odnalazłam szczęście, życiowe i seksualne. Spełnienie marzeń, skrytej fantazji, zostałam ludzką fontanną – tak trochę to śmieszne, ale dla nas bardzo zmysłowe. Teraz już wiem, że moje życie seksualne zawsze było udane, ale wiem też że zawsze mogę sama siebie jeszcze czymś zaskoczyć.
Na zakończenie powiem jeszcze: Ja pachnę pieprzem i cynamonem, K. pachnie papierówkami.
Artykuł ukazał się w ramach oralnego konkursu.