Żadne tematy nam nie straszne, może być masturbacja, owulacja, a nawet ejakulacja.
Albo i fellatio.
A macierzyństwo?
Bo ja na przykład chętnie porozmawiam z każdym o masturbacji, owulacji, ejakulacji albo i o fellatio. Ale z trudem zdobędę się na szczerą wypowiedź, jak na moją seksualność wpłynęło macierzyństwo.
Z jeszcze większym trudem przyznam, że w ogóle wpłynęło, coś zmieniło… Bo przecież tuż po porodzie powinnam wbić się w swój elegancki zmysłowy garnitur i szpilki i wrócić do pracy, albo przynajmniej iść do dyskoteki albo do kina. Udowodnić sobie i światu, że chociaż rodziłam i jestem matką, to jestem wciąż ja – ta sama – pełna wigoru, wdzięku, spontaniczna, robiąca karierę, szczupła i tak samo inteligentna. Że moje ciało się nie zmieniło, a jeśli nawet się zmieniło – to jestem gotowa zrobić wiele, by znów wrócić do stanu sprzed… macierzyństwa.
Prawda jest taka, że na moim brzuchu widnieją rozstępy. Że mam bliznę po ostatnim cesarskim cięciu, a chirurg był partaczem, wobec tego blizny może już nie widać (za bardzo), ale za to tam, gdzie wcześniej miałam gładki brzuszek, teraz mam fałdkę. Że moje piersi już nie sterczą do nieba, sutki nie są dziewiczo różowe, zbrązowiały i mają większy obwód. Na moim kroczu po pierwszym porodzie siłami naturalnymi widać wciąż szew po szyciu – minęło już 15 lat. Niewielkie, ale jednak rozstępy zdobią również moje pośladki, uda i, o zgrozo, piersi. Prawda jest taka, że po drugiej ciąży nie wróciłam już do „swojej” wagi – a minęło już niemal 5 lat. Prawda jest taka, że wciąż czytam, że macierzyństwo niczego nie zmienia. Prawda jest taka, że macierzyństwo zmieniło moje ciało, tak samo jak zmieniło ciała bliskich mi kobiet: sióstr, kuzynek, babć, przyjaciółek, współpracowniczek.
Prawda jest taka, że wieczorem czasem zwyczajnie nie chce mi się nakładać seksownej bielizny, że nie stać już mnie na zabiegi kosmetyczne, że mniej dbam o depilację, że mam rozdwojone końcówki włosów i od miesiąca nie wybrałam się do fryzjera. Prawda jest taka, że wciąż czytam o kobietach, które choć są matkami wcale się „nie zaniedbują”. Prawda jest taka, że znane mi kobiety-matki, tak samo jak ja, nie zawsze są gładko wydepilowane, ostrzyżone i zabalsamowane.
Oto ja: kobieta-matka. Z rozstępami i nadwagą. Zadbana bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bardziej niż kiedykolwiek wolna. Seksualna. Zmysłowa. Nawet wtedy, gdy nie zdążyłam ogolić nóg. Gdy moje ciało nie jest idealne. Gdy od miesiąca nie użyłam ani jednego kremu. Wolna od przymusu bycia piękną. Obudzona do radości.
Co zmieniło macierzyństwo w moim życiu seksualnym? Wszystko. Na lepsze. Pamiętam, gdy wstydziłam się pokazać swoje ciało po pierwszym porodzie, szczególnie rozstępy na brzuchu. I gdy mój kochanek uznał je za podniecające i dzikie, jak tajemnicze blizny po pierwotnych rytuałach. Gdy płakałam nad blizną po cesarskim cięciu, a mój mąż całował ją jako dowód mojej odwagi i miłości. Gdy przestałam myśleć o tym, jak wyglądam, a zaczęłam koncentrować się na tym, co odczuwam. Gdy zobaczyłam zachwyt w oczach mężczyzny, gdy tańczyłam pochłonięta sobą. Gdy moje ciało otwierało się podczas porodu, gdy moje piersi były pełne mleka, gdy w moim ciele rozwijało się życie. To ja: dawczyni zmysłowości, życia i siły. Matka. Bogini miłości – radosna, ziemska, doskonała.
Moje życie seksualne wzbogaca teraz tantra, od niedawna także gadżety. Od kiedy jestem mamą, mam odwagę korzystać z nich dla siebie, a nie dlatego, że to jest modne, czy że utrzymuje temperaturę w związku. Temperaturę w związku utrzymuję ja. Bo jestem gorąca. Choć wciąż jeszcze nie mam odwagi powiedzieć głośno, jak wiele macierzyństwo zmieniło w moim życiu seksualnym. I że cokolwiek zmieniło.
Jako młoda dziewczyna przeczytałam kiedyś, że macierzyństwo przemienia kobietę z kwiatu w drzewo. Bardzo bałam się tej przemiany. Nie wiedziałam, że drzewo może rozkwitnąć tysiącem kwiatów…
Artykuł ukazał się w ramach Konkursu ekskluzywnego. Weź udział w konkursie i wygraj ekskluzywne gadżety erotyczne!