Dla wielu kobiet aborcja jest obszarem „niedokończonych spraw” i z tego powodu zasługuje na szczegółowe omówienie. Dziesiątki lat życia w poczuciu winy i wstydu sprawiły, że wiele kobiet nigdy nie rozwiązuje do końca emocjonalnych aspektów aborcji.
Wiele kobiet nigdy przed nikim nie przyznało się do aborcji. Fizyczne skutki wstydu i żalu z powodu aborcji mogą latami tkwić w komórkach ciała kobiety. Niewyrażony ból emocjonalny przejawia się w na poziomie fizycznym i może się przyczynić do późniejszych problemów ginekologicznych jak mięśniaki czy bóle miednicy.
Fragment tekstu pochodzi z książki Christiane Northup, Ciało kobiety, mądrość kobiety, Warszawa 2011.
Dla wielu kobiet aborcja jest obszarem „niedokończonych spraw” i z tego powodu zasługuje na szczegółowe omówienie. Gdybyśmy żyły w kulturze, która ceni sobie autonomię kobiet i w której zarówno mężczyźni, jak i kobiety wspólnie stosują antykoncepcję, na temat aborcji dyskutowanoby otwarcie. Gdyby kobiety w Stanach Zjednoczonych tak jak w Chinach były zmuszane do aborcji, zabieg ten miałby dla nas zupełnie inne znaczenie.
Aborcja to celowe zakończenie jednego potencjalnego życia. Jednak brak zgody na aborcję potencjalnie niszczy życie dwóch istot. Więź matki z dzieckiem to najgłębsza więź znana ludzkości. Tę najbardziej pierwotną relację pomiędzy ludźmi powinna przepełniać miłość, serdeczność i otwartość. Zmuszanie kobiety do rodzenia i wychowywania dziecka wbrew jej woli jest aktem przemocy, który ogranicza i osłabia więź matki z dzieckiem, a zamiast nasion miłości zasiewa nasiona nienawiści. Czy może być gorszy sposób przyjścia dziecka na świat od przymusu przebywania w ciele, które jest wobec niego wrogie? Życie jest zbyt cenne, by, zmuszając kobietę do wydania go na świat wbrew jej woli, powstrzymywać jego pełny rozkwit i potencjał. Wiemy, że wczesne lata życia przestępców są często pełne ubóstwa i rozpaczy, wiec sprowadzanie na świat niechcianej istoty może być wręcz niebezpieczne. (W bestselerze pt. Freakonomia. Świat od podszewki autorzy Steven Levitt i Stephen Dubner wysuwają hipotezę, że spadek przestępczości w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat może wynikać z zalegalizowania aborcji!) Gdy kobiecy potencjał reprodukcyjny służy za polityczną kartę przetargową, na horyzoncie majaczy widmo coraz większej liczby kobiet skazanych na niechciane ciąże.
Na jakimś poziomie wie o tym każdy – łącznie z tymi, którzy publicznie odmawiają kobietom prawa do sprawowania kontroli nad własną płodnością. W trakcie mojego stażu w Bostonie często zdarzało się, że rodzice młodych katoliczek w ciąży przyprowadzali je do mnie, mówiąc: „Nie wyznajemy aborcji, ale jeśli córka urodzi, zmarnuje swoje życie. Czy nie dałoby się czegoś zorganizować?”
Na przestrzeni lat nauczyłam się jednego – nie istnieje coś takiego jak wolność seksualna. Być może właśnie dlatego określenie „aborcja na życzenie” powodowało u mnie dyskomfort. Pracując przez wiele lat w obszarze kobiecej płodności, wiem, że tocząca się obecnie debata na temat aborcji jest przejawem dużo głębszego problemu, który opisałam we wcześniejszych rozdziałach: tak długo, jak kobiety nie zrozumieją, jak sprostać własnym potrzebom erotycznym i będą poświęcały swoje ciała przyjemności seksualnej mężczyzn, nic się nie zmieni. Nic się nie zmieni, dopóki aborcja będzie postrzegana jedynie jako „problem kobiet”.
Przez lata wykonywałam aborcje i zawsze będę popierała wybór kobiet w tej kwestii. Po drodze zrozumiałam jednak, że aborcja to niezmiernie złożony problem, dla którego nie ma łatwych rozwiązań. Aborcja jest zawsze trudną kwestią, gdyż zmusza kobietę do stanięcia twarzą w twarz z najgłębszymi uczuciami, które są związane ze zdolnością mężczyzn do zapłodnienia i mocą kobiet do zatrzymania lub odrzucenia rezultatów tego zapłodnienia. Aborcja uderza w samo sedno społecznych przekonań na temat roli kobiety. Czy społeczeństwo popiera pełne uczestnictwo kobiet w gospodarce? Jaka jest nasza właściwa rolą w domu i w społeczeństwie? „Aborcja ilustruje polityczną kontrolę nad sferą osobistą i fizjologiczną” – pisze historyczka Carroll Smith-Rosenberg – „Jest pomostem między sprawami głęboko osobistymi a sprawami szeroko pojętej polityki. Rozmowa o aborcji jest na każdym poziomie rozmową o mocy”.
Za każdym razem, gdy przeprowadzałam aborcję, miałam wrażenie, jakbym siedziała pośrodku pola minowego. Zdarzało się, że byłam zła, gdy po raz czwarty wykonywałam zabieg u kobiety, która zwyczajnie nie stosowała środków antykoncepcyjnych. Czasami przeprowadzałam aborcję, gdy kobieta tak naprawdę jej nie chciała, ale czuła, że nie ma innego wyjścia. Oczywiście wiele niechcianych ciąż przydarza się kobietom, które stosują środki antykoncepcyjne dopuszczane przez ich religie, a metoda zawodzi.
Żądanie ustanowienia „aborcji na życzenie” pociąga za sobą przekonanie, że kobiety nie muszą brać żadnej odpowiedzialności za swoje zachowania seksualne i ich konsekwencje. Sugeruje, że możemy odbywać stosunki seksualne, z kim chcemy i kiedy chcemy, nie przejmując się konsekwencjami – tak jak mężczyźni robili przez wieki. Wiele kobiet po wielokrotnych aborcjach wyznało, że z czasem stwierdziły, ze ich seksualne zachowania były formą samogwałtu, którego korzenie tkwiły w nienawiści do siebie i niskim poczuciu własnej wartości. „Aborcja na życzenie” sugeruje, że seks w jakiś sposób może i powinien być oddzielony od innych aspektów życia jak potrzeba troski, ciepła czy szacunku. Sugeruje, że kobiety powinny mieć przyzwolenie na to samo zachowanie, które w przypadku mężczyzn wydaje się nam odstręczające, czyli seks bez zobowiązań. Dlaczego kobiety miałyby naśladować (niektórych) mężczyzn w obszarze seksualności? Powinnyśmy się przeciwstawiać wszelkim kontaktom seksualnym z mężczyznami, którzy nie szanują naszej duszy i wnętrza4. Wkraczając w dwudziesty pierwszy wiek, wiele kobiet na nowo rozważa kwestię swoich seksualnych uwarunkowań. Najpierw musimy jednak zrozumieć, czym one są.
Gdy kobieta decyduje się na aborcję ze względu na siebie i swoje życie, płynie pod prąd pięciu tysięcy lat uwarunkowań społecznego porządku narzuconego przez kościoły i inne zdominowane przez pierwiastek męski instytucje, które twierdzą, że podstawowym celem kobiety jest posiadanie dzieci i służenie im oraz mężowi. Pozostawienie kobietom wyboru co do kierunku własnego życia kłóci się z bardzo starymi zasadami.
W ciągu ostatnich dwudziestu lat, w miarę jak liczba kobiet występujących przeciwko tym zasadom znacznie wzrosła, siły polityczne i społeczne, które chcą, „żebyśmy pozostały na swoim miejscu”, stają się coraz bardziej aktywne i destrukcyjne. Półtora wieku retoryki stworzonej, by wpędzać kobiety w poczucie winy i wstydu z powodu aborcji oraz przedkładania rozwoju osobistego nad macierzyństwo (przynajmniej przez pewien czas), nie pozostawia wątpliwości co do tego, że aborcja nie jest łatwym tematem; takim, o którym kobiety mogłyby swobodnie porozmawiać. Jednak gdyby każda kobieta, która kiedykolwiek poddała się aborcji, a nawet jedna trzecia tych kobiet, zechciały opowiedzieć o swoim doświadczeniu – nie z punktu widzenia wstydu, ale ze szczerością odnośnie tego, jak wyglądało wtedy jej życie, czego się nauczyła i gdzie jest teraz – cała sprawa znalazłaby rozwiązanie o wiele szybciej.
Od momentu pierwszego wydania tej książki wiele kobiet napisało do mnie, wyrażając wdzięczność za poruszenie tego tematu. Pisały, że dzięki wyjawieniu prawdy na temat doświadczenia aborcji doznały uzdrowienia. Kris Bercov, terapeutka, która zajmuje się poradnictwem dla kobiet rozważających aborcję, napisała wzruszająca książeczkę pt. The Good Mother: An Abortion Parable. Na egzemplarzu wystanym do mnie napisała: „Doświadczenie aborcji ma ogromny potencjał, który może nas albo zranić, albo uzdrowić – w zależności od tego, jak sobie z nim poradzimy i jak je zinterpretujemy. Jak dobrze wiesz, wiele kobiet przechodzi przez to doświadczenie nieświadomie – pozostawiając swoim ciałom pełne wyzwań (a czasami niebezpieczeństw) zadanie wyrażenia uczuć, które nie znalazły ujścia”. Książka Kris jest rewolucyjna, zwłaszcza że pomaga kobietom uważnie przejść przez doświadczenie aborcji – a tym samym je uzdrowić. Wykorzystuje się ją z powodzeniem w kilku klinikach aborcyjnych.
Klimat kulturowy każdej epoki historycznej może mieć głęboki wpływ na ogólne samopoczucie ludzi w niej żyjących zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i fizycznym. Szacuje się, że w latach czterdziestych dziewiętnastego wieku połowa wszystkich ciąż kończyła się aborcją6. Obecnie, w miarę jak wzrasta kobieca moc, nasila się też antyaborcyjna retoryka. Mimo iż żadnej kulturze na przestrzeni dziejów aborcja nie była obca, badania Carroll Smith-Roscnberg wykazują, że staje się ona kwestią polityczną jedynie wtedy, gdy następuje „znaczne zachwianie równowagi sił miedzy kobietami a mężczyznami, a także miedzy mężczyzną, będącym głową rodziny, a osobami, które tradycyjnie są na jego utrzymaniu”7. W takich okresach zmiany są odzwierciedlone w prawach kobiet do sprawowania kontroli nad własną płodnością.
Uzdrawianie poaborcyjnej traumy
Techniczne aspekty różnych procedur aborcyjnych są bardzo proste i zazwyczaj nie powodują one żadnych fizycznych dolegliwości, choć nagłe przerwanie ciąży przez interwencję z zewnątrz zawsze jest pewnym szokiem dla ciała. Wszystkie przeprowadzone do tej pory badania, które dotyczyły długoterminowych konsekwencji zdrowotnych aborcji czy to przez łyżeczkowanie, czy próżniowe odsysanie, nie wskazują ani na wzrost odsetka bezpłodności, ani na inne problemy. Lek o działaniu antyprogesteronowym o nazwie mifepriston (uprzednio występujący pod nazwą RU486) jest nawet bezpieczniejszy od łyżeczkowania czy odsysania. Stosowany razem z misoprostolem” (syntetycznym analogiem prostaglandyny) daje 95,5-procentową skuteczność i może być podany dyskretnie w gabinecie lekarskim Lek hamuje działanie progesteronu. Zwykle stosuje się go w ciągu pięćdziesięciu dni od ostatniej menstruacji. Aborcja farmakologiczna jest bardzo skuteczna i bezpieczna – jest dużym krokiem naprzód w zakresie zdrowia kobiet.
Dziesiątki lat życia w poczuciu winy i wstydu sprawiły, że wiele kobiet nigdy nie rozwiązuje do końca emocjonalnych aspektów aborcji. Wiele kobiet nigdy przed nikim nie przyznało się do aborcji. Kobiety, nie chcąc wyjawiać swojej przeszłości seksualnej, często proszą mnie, abym nie mówiła ich mężom, że zanim się z nimi związały, poddały się aborcji. Na przestrzeni lat usłyszałam wiele opowieści na temat nielegalnych aborcji – niektóre z nich były bolesne, inne uzdrawiające. Kilka kobiet po sześćdziesiątce wyznało, że mężczyzna dokonujący aborcji zgwałcił je przed zabiegiem, mówiąc, że robi to, „by je rozluźnić”. Przerażenie i zależność od ich usług sprawiały, że kobiety znosiły tego typu upokorzenia i nie mówiły o nich przez kolejne kilkadziesiąt lat. Inna kobieta, która poddała się nielegalnej aborcji, wyznała, że zawsze pozostanie wdzięczna cudownemu człowiekowi, który przeprowadził zabieg. Według niej jego łagodny dotyk i umiejętności lekarskie były błogosławieństwem dla wielu nieszczęsnych kobiet takich jak ona w momencie, gdy nie istniał inny wybór. Obyśmy nigdy nie musiały wracać do tych czasów.
Fizyczne skutki wstydu i żalu z powodu aborcji mogą latami tkwić w komórkach ciała kobiety. To jeden z powodów, dla których w momencie, gdy ogłoszono, że prawdopodobnie istnieje związek między aborcją a rakiem piersi, wydawało się to możliwe; nie potwierdziło tego jednak badanie z 1996 roku. Niewyrażony ból emocjonalny przejawia się w na poziomie fizycznym i może się przyczynić do późniejszych problemów ginekologicznych jak mięśniaki czy bóle miednicy. Pamiętaj, że to znaczenie, które nadajesz wydarzeniu czy zabiegowi, a nie sam zabieg, ma siłę i potencjał, który może cię zranić lub uzdrowić. Chociaż aborcja jest zabiegiem bezpiecznym, wierzę, że wielokrotne aborcje osłabiają harę,czy też centrum energetyczne ciała kobiety.
Najtrudniej było mi przeprowadzać aborcję, gdy kobieta miała już jedno lub dwoje dzieci, dom oraz środki do życia, ale zaszła w ciążę w niedogodnym dla niej czasie. Pewnej kobiecie, której mąż nie chciał dziecka, powiedziałam, że może odczuwać żal z powodu tej aborcji. Widziałam, że pragnie urodzić to dziecko, lecz poddaje się zabiegowi, by mieć spokój w małżeństwie. Zapewniła mnie, że podjęła stanowczą decyzję – że ma już dość fotelików dla dzieci i pieluszek i chce mieć jakieś własne życie. Przeprowadziłam więc zabieg. Dokładnie po tygodniu kobieta wróciła do gabinetu, płacząc: „Dlaczego mi Pani nie powiedziała, jak źle się będę czuła? Dlaczego nie odwiodła mnie pani od decyzji o zabiegu?” Postanowiła jak najszybciej zajść w ciążę, żeby „złagodzić poczucie straty”.
Często kobiety poddają się aborcji, gdyż nalegają na to ich mężczyźni. W takich przypadkach aborcja jest zdradą samej siebie, rodzajem samogwałtu. Jeżeli otwarcie i szczerze nie poradzimy sobie z problemem, aborcja może zaszkodzić naszemu związkowi. Przede wszystkim kobieta musi przed samą sobą szczerze przyznać, co tak naprawdę czuje.
Jedna z moich pacjentek po pięćdziesiątym roku życia zaczęła doświadczać przewlekłych plamień. Pojawiły się też dolegliwości w obrębie macicy zwane hiperplazją gruczołakowatą i torbielowatą endometrium, którym towarzyszył ból miednicy. Pacjentka stwierdziła, że jej problem wynikał z towarzyszenia córce podczas porodu wnuczki i obserwowania męża córki, który w tym czasie bezwarunkowo ją wspierał. To doświadczenie wzbudziło w niej ogromną złość na jej męża i poczucie ogromnego żalu – emocje, których nie potrafiła zrozumieć. Później, gdy odczuła je w pełni, uświadomiła sobie, że wciąż nie zakończyła sprawy aborcji sprzed kilku lat. Poddała się jej, gdyż chciał tego jej mąż. Obecnie jest w trakcie procesu uzdrawiania, które nadeszło z opóźnieniem.
W połowie lat osiemdziesiątych przestałam przeprowadzać aborcje. Byłam zmęczona zaprzątaniem sobie głowy ambiwalencją, którą kobiety przejawiały w stosunku do własnej płodności. Byłam zmęczona wykonywaniem wielokrotnych aborcji, gdy każdego roku na zabieg przychodziły te same kobiety. Potrzebowałam chwili wytchnienia. Wolałam pracować z innymi aspektami problemu – pomagając kobietom zrozumieć własną seksualność oraz potrzebę szacunku dla siebie i poczucia własnej wartości, bez względu na to czy były w relacji z mężczyzną, czy też nie.
W tamtych czasach wiele kobiet nie było gotowych na przejęcie kontroli nad własną płodnością i seksualnością. Wciąż się rozwijamy w tym obszarze. Jeszcze długo aborcja w tym kraju [Stany Zjednoczone Ameryki – przyp. tłum.] będzie musiała być stosowana jako środek antykoncepcyjny, a ja będę popierać dostęp do niej. Wciąż jednak czekam na dzień, gdy aborcja stanie się rzadkością, kobiety będą decydować o poczęciu wraz z mężczyznami ostrożnie, rozważnie i celowo, a każde dziecko będzie chciane i otoczone troską.
Aborcja, uzdrawianie doświadczeń. Sprawy, nad którymi warto się zastanowić:
✓ Czy otrzymałaś wsparcie? Czy ktoś ci udzielił porady? Czy zostałaś dobrze poinformowana?
✓ Czy zrobiłaś sobie dzień lub dwa przerwy od codziennej rutyny?
✓ Czy opłakałaś to? Czy czułaś taką potrzebę?
✓ Czy miałaś w związku z tym poczucie winy? Jeżeli tak, to czy wciąż je masz?
✓ Czy twoje wczesne wychowanie religijne umacniało cię w przekonaniu, że aborcja i wybór własnego życia jest czymś złym?
✓ Czy potrafisz wybaczyć sobie teraz to, czego wtedy nie wiedziałaś?
✓ Czy mogłaś podzielić się tym doświadczeniem z rodziną, czy zaufaną przyjaciółką? Czy otrzymałaś od nich wsparcie? Czy zrobiłabyś to samo, gdybyś musiała podjąć decyzję raz jeszcze?
✓ Czy możesz zacząć postrzegać aborcję jako akt odwagi – akt odzyskania mocy?
✓ W przypadku niektórych kobiet decyzja o aborcji jest celebracją własnej osoby. Jeżeli tak jest w twoim wypadku, gratuluję. Jeżeli nie, czego się nauczyłaś?
Inne spojrzenie na aborcję
O komunikacji z nienarodzonymi dziećmi po raz pierwszy dowiedziałam się książki pt. Born to Live (Inkwell Productions, 2001) autorstwa lekarki i holistycznej uzdrowicielki dr Gladys McGarey. Dr McGarey opisuje wiele lat przyjmowanie porodów zarówno w domach, jak i w szpitalach. Jej głęboko duchowe podejście domedycyny i troski o zdrowie kobiet, szczególnie w zakresie aborcji, przez długi czas było dla mnie mocnym oparciem i drogowskazem. Dr McGarey opowiada taką oto historię; „Rozumiem, że często aborcja może być czymś rozsądnym, zrozumiałym i właściwym. Zobaczyłam ją jednak w nowym świetle, gdy jakiś czas temu jedna z moich pacjentek opowiedziała mi pewną historię. Kobieta miała czteroletnią córeczkę, Dorothy, którą czasami zabierała na lunch. Rozmawiały o rożnych sprawach. Dorothy skakała z tematu na temat, aż nagle powiedziała: „Jak poprzednio byłam mała, miałam inną mamusię!” Następnie zaczęła mówić w obcym języku, który matka starała się notować.
Mogłoby się zdawać, że magiczna chwila minęła, ale Dorothy zaczęła mówić dalej: „Ale to nie był ostatni raz. Ostatnio, gdy miałam dziesięć centymetrów długości i byłam w twoim brzuszku, tata nie był gotowy, żeby cię poślubić, więc odeszłam. Ale przyszłam ponownie”. Następnie dziecko wróciło do rozmów o sprawach czterolatków.
Matka zaniemówiła. Nikt poza nią, jej mężem i lekarzem nie wiedział, że jakieś dwa lata przed tym, jak zapadła decyzja o ślubie, zaszła w ciążę. Zdecydowała się na aborcję; była gotowa na dziecko, ale jej przyszły mąż nie.
Po ślubie, gdy oboje byli gotowi na pierwsze dziecko, na świecie pojawiła się ta sama istota. W gruncie rzeczy to małe dziecko mówiło: „Nie mam do ciebie żalu za aborcję. Rozumiem to. Wiedziałam, dlaczego tak się stało. Wszystko jest w porządku. Przychodzę więc ponownie. To było doświadczenie. Dzięki niemu ja i ty czegoś się nauczyłyśmy, więc teraz zajmijmy się życiem”9.
Moja siostra, matka trzech silnych i aktywnych synów, zaszła w niechcianą ciążę, owulując podczas menstruacji – co zdarza się rzadko. Wiedziała, że ciąża nie jest dla niej dobrem – w rzeczywistości czuła, że jest złem na wszystkich poziomach. Starała się więc nawiązać kontakt z nienarodzonym dzieckiem, prosząc duszę o opuszczenie jej ciała. Wykonywała tę wewnętrzną pracę każdego dnia przez dwa tygodnie, jednak nie zmieniło to faktu ciąży. Wreszcie zadzwoniła do kliniki aborcyjnej, żeby się umówić na wizytę. Nigdy nawet nie przypuszczała, że posunie się do takiego kroku. Gdy tylko odłożyła słuchawkę, zaczęła krwawić. Tego samego dnia poroniła.
Opowieści takie jak ta rzucają zupełnie inne światło na aborcję. Caroline Myss nie ma wątpliwości co do tego, że po aborcji energia duszy pozostaje przy matce i powinna być w pełni uwolniona. Wiele dawnych, tradycyjnych kultur także uznaje taki fakt (w rozdziale 6 znajdziesz historię pacjentki, która poszła do rdzennego szamana, aby uzdrowić emocje po trzech aborcjach, których nie rozwiązała na poziomie emocjonalnym*).
W 1985 roku, podczas międzynarodowego zebrania Pre- and Périnatal Psychology Association [Związek Psychologii Prenatalnej i Okołoporodowej – przyp. tłum] uczestniczyłam w rytuale uzdrawiania skutków aborcji, który przeprowadzała Jeannine Parvati Baker. Wszystkie uczestniczące w spotkaniu kobiety, które usunęły ciąże oraz osoby, na które aborcja miała głęboki wpływ, usiadły w kręgu wewnętrznym. W tej grupie był mężczyzna, którego matka usiłowała poddać się aborcji, będąc z nim w ciąży, a także mężczyzna, którego żona usunęła upragnione przez niego dziecko. W zewnętrznym kręgu, otaczającym krąg wewnętrzny, usiedli wszyscy, którzy kiedykolwiek widzieli przeprowadzanie aborcji lub jej dokonywali. Staliśmy się „oczami”, które były świadkiem aborcji. Najbardziej zewnętrzny krąg składał się z ludzi, których przyjaciółka lub ktoś bliski poddał się aborcji. Stali się „uszami”, które były świadkiem aborcji. Przez całe popołudnie i wieczór mężczyźni i kobiety mówili o latach związanego z aborcją, a niewyrażonego wcześniej, bólu i uwalniali go. Baker, reprezentująca łącznik pomiędzy światami, pomogła uwolnić energię odesłanych dusz. Wiele osób doznało potęgi uzdrowienia.
Sytuacja każdej kobiety jest wyjątkowa, gdy chodzi o zajście w ciążę lub o jej utrzymanie i nikt poza nią samą nie może i nie powinien decydować. Bez względu jednak na podjętą decyzję nadejdą jej konsekwencje. Każda kobieta powinna wiedzieć, że ma wybór.
Cyt. za: Christiane Northup, Ciało kobiety, mądrość kobiety, Warszawa 2011.