Mnie też matka nauczyła wstydu, podarowała mi ten wstyd, bo w tamtym czasie, tamtym miejscu i przy tamtej świadomości, to był jedyny dar, który znała i który mogła mi przekazać, by mnie jakoś chronić.
Zgadzam się z założeniem, by w końcu odczarować miesiączkę, by przybliżyć kobietom jej naturalność i piękno. Mam tylko jedną uwagę, którą chciałbym się podzielić, bo myślę, że warta jest zastanowienia. Chodzi mi o zostawienie naszych rodziców (matek w tym akurat przypadku) w spokoju. To dość powszechny trend szukania przyczyn swoich niepowodzeń w dzieciństwie. W artykule Jestem na Księżycu. Piszę to i się wstydzę wybrzmiało to tak: „matka nauczyła mnie wstydu”.
Mnie też matka nauczyła wstydu, podarowała mi ten wstyd, bo w tamtym czasie, tamtym miejscu i przy tamtej świadomości, to był jedyny dar, który znała i który mogła mi przekazać, by mnie jakoś chronić. I jestem jej za to wdzięczna, bo ona nie podarowała mi tego wstydu na złość, podarowała mi go ze swoją miłością i troską.
W tamtym momencie moja matka nie znała innych dróg i sposobów, nie miała dostępu do internetu, nie było tysiąca poradników, a nawet jeśli jakieś były, to nie miała do nich dostępu lub czasu na ich szukanie, nie miała czasu ani wiedzy, że można medytować i odkrywać i rozwijać swoją seksualność.
Dała mi to, czym sama żyła. Jestem jej za to wdzięczna.
Jednocześnie jestem już dorosłą kobietą, mam swój umysł, czasy się zmieniły, z każdej strony płyną do mnie informacje o nowych drogach, nowych sposobach, o innym podejściu do życia… i ja mogę sama decydować, jak chcę żyć! Jeśli ten wstyd pęta mi ręce i nogi, to jest to moja decyzja, bo jestem już dorosła i mogę decydować o sobie.
To, że rodzice nauczyli mnie w dzieciństwie, że prezenty przynosi aniołek, nie znaczy, że całe życie mam wierzyć w tego aniołka. Mogę dorosnąć i podjąć decyzję, że to ja będę dawać prezenty, zamiast wyczekiwać pod choinką pulchnego bobaska ze skrzydełkami.
Myślę sobie: zostawmy rodziców w spokoju. Dali nam to, czym dysponowali w tamtym czasie, tamtym miejscu i przy tamtej świadomości. I dali nam to z miłością. Więc bądźmy za to wdzięczni, zamiast im wypominać.
Przyszła mi jeszcze na myśl taka metafora. Gdy dorastałam, matka zrobiła dla mnie na drutach sweterek, nie miała dużo włóczki, więc sweterek był mały, ale przez jakiś czas pasował. Potem moje ciało dojrzało, zrobiło się większe i pełniejsze, sweterek zaczął uwierać i cisnąć. Poszłam w świat i zdobyłam piękne materiały. Ponieważ byłam już dorosła, to uszyłam sobie wspaniałą, zwiewną suknię, którą nie opina mi ciała, tylko podkreśla jego kształt. Zdjęłam więc przyciasny sweterek, delikatnie go złożyłam i odłożyłam na półkę, z miłością myśląc o darze mojej matki. Założyłam nową suknię. Uszyłam też nową, piękną, zwiewną suknię dla mojej mamy i podarowałam jej. Jeśli zechce, będzie mogła zdjąć swój ciasny sweter, by założyć nową suknię ode mnie. To jej wybór. Teraz też ma taką możliwość.
Dlatego jak przyjeżdżam do mamy, to już nie mówię szeptem o miesiączce. Mówię wprost. I widzę, jak w pierwszym momencie moja mama spina się delikatnie, by już za chwilę odetchnąć i przyjąć nowy sposób. Tak jak uczę ją obsługi laptopa, tak samo uczę ją, że już nie trzeba mówić szeptem. Teraz ja daję jej prezent z tego, co na tę chwilę wiem i czym żyję. Z miłością.