Moc Twórczyni i Niszczycielki
Dziś wrzuciłam u siebie grafikę o aborcji z napisem „Szacunek dla decyzji kobiety – także tej, która świadomie decyduje się na sztuczne poronienie – to szacunek dla mocy kobiet, dla tych, które rodzą i ronią. Podejrzewam, że gdy jako społeczność uszanujemy w kobiecie Niszczycielkę, więcej szacunku będziemy mieć też dla Twórczyni i Rodzicielki”.
Podobne informacje dodaję do internetu od jakichś 13-14 lat. W ostatnim czasie miałam już dość, czułam że to jak groch o ścianę. Dziś jednak zrobiłam to z inną energią. Tak, jakby zmieniło się coś w polu mówienia o aborcji – dzięki Wam! Dzięki każdej osobie, która dodała na swoją stronę internetową czy profil w mediach społecznościowych informację z numerem telefonu dla osób potrzebujących aborcji. Dzięki każdej osobie, które zrobiła transparent, wyszła na ulicę czy w sercu wsparła kobiece prawo wyboru. Mam nadzieję, że to właśnie to się teraz dzieje.
Że uznajemy kobiecą moc w jej pełni. Uznajemy twórczą i niszczycielską moc kobiecości. Teraz mam wrażenie, że właśnie zbiorowo odrabiamy tę lekcję szacunku dla kobiecej mocy (czy mocy osób z macicami) i szacunku dla kobiecej decyzji i kobiecości jako takiej. Że dostrzegamy jej pełnię – nie tylko słodką buzię mamusi, ale i zagniewaną twarz kobiety i to, że kobiety mogą być takie i takie. Że nie trzeba wybierać. Że można być i słodką, i wściekłą. Że można być i matką, i seksualną. Że można nie być matką. Że można bardzo kochać dzieci, ale jeśli przyjdzie taka potrzeba, to się na kolejne dziecko już nie decydować. Że mocne obstanie za swoim – swoim prawem, swoją decyzją, swoją wolnością, nie sprawia że jestem mniej kobieca, po prostu – jestem kobietą i jestem zdecydowana! Bardzo mnie to cieszy. Wczoraj na ulicach Wrocławia było 60-70 tys. ludzi, do późnego wieczora słyszałam okrzyki, syreny i klaksony. Niech ta energia gniewu gruntuje głęboką zmianę postrzegania i uszanowania kobiecej mocy wszystkich osób z macicami!
Gdy dowiedziałam się w czwartek o wyroku „trybunału”, nie przejęłam się zbytnio. Już w nocy napisałam do mojej grupy newsletter z tym, jak możemy o siebie zadbać, żeby nie zwariować. W piątek rano zaczęłam się cieszyć, że oto nastał koniec tego zgniłego „kompromisu”, z którym musieliśmy i musiałyśmy żyć przez prawie 30 lat, a który był całkowitym brakiem szacunku dla kobiecej mocy… odbierał kobiecie prawo do decyzji, tak jakby był głupią dziewczynką, za którą „mądry rząd” musi zdecydować, czy może mieć dziecko, czy nie. A potem się już posypało – protest za protestem, miasto za miastem, kolejne tysiące na ulicach i transparenty w kościołach i pod kościołami.
I tak się zastanawiam – czy naprawdę doszliśmy do tego zwrotnego punktu, że uznajemy kobiece prawo do wyboru? Naprawdę to się właśnie dzieje? Jeśli tak, to jest to według mnie jest to punkt przełomowy. Od momentu, kiedy uznamy prawo do aborcji, śmierci, kończenia i zniszczenia, będziemy też bardziej się troszczyć o to życie, które już jest. Czyli o wszystkie dzieci i wszystkich ludzi. Także osoby z niepełnosprawnościami czy też o osoby „inne”, np. cudzoziemców, osoby LGBTI itp. Bo życie to życie. Większy szacunek do śmierci większy szacunek do życia. Mam nadzieję, że przełoży się to także na nasze postrzeganie Ziemi jako „zasobów”, na powstrzymanie dewastacji Ziemi, uśmiercania lasów i zwierząt – i nas samych. Oby to poszło w tę stronę! Bardzo tego pragnę. Niech się dzieje!
PS. A Lewica właśnie domaga się całkowitej depenalizacji aborcji. Całkowicie popieram.