Po pierwsze chcę Ci powiedzieć, że przyjmuję, akceptuję i szanuję Twoją seksualność.
Jaka by ona nie była.
W całości.
Może jesteś kobietą, może mężczyzną, a może nie określasz swojej płci; możesz jesteś hetero-, może homo-, a może biseksualny/a; może masz mnóstwo rozmaitych doświadczeń, może mało, a może niektórych z nich się wstydzisz lub ich żałujesz; może lubisz swoją płeć i swoje ciało, a może się ich wstydzisz – cokolwiek czujesz, jakakolwiek i jakikolwiek jesteś w Twojej seksualności, przyjmuję to i akceptuję.
Składam pokłon przed Twoją seksualnością z całym jej bogactwem i szanuję wszystko, co ją utworzyło.
Jesteś wspaniała/y.
Emocje i „normalność” w seksie
Nie wiem, jak było z Tobą, ale ja już jako małe dziecko czułam, że między moimi nogami mieści się jakiś gorący obszar – miejsce to mnie fascynowało i jednocześnie miałam głębokie przekonanie, że ta fascynacja jest grzechem. Nie, nic nie wiedziałam wtedy o seksie, nie wiedziałam nawet, że to miejsce ma jakąś nazwę, np. wagina czy joni (’joni’ z sanskrytu to święta przestrzeń, źródło i początek), ale czułam, że robię coś zakazanego.
Gdy dorastałam, docierało do mnie dużo komunikatów z gazet, telewizji, filmów na temat tego, jaka muszę być jako kobieta – specjalnie podkreślam słowo muszę – bo poczucie przymusu pokazuje, w jaki sposób kształtowana jest seksualność. Więc musiałam być: ładna, zgrabna, zawsze zadowolona i radosna w seksie, bez żadnych lęków, obaw i pytań, a już na pewno bez zahamowań, bo zahamowania – wiadomo – są złe. Słyszałam, że trzeba się seksem cieszyć, bo seks to zdrowie, radość, przyjemność… A jeślibym miała jakieś obawy, obiekcje czy wstydy, to znów – muszę – zdusić je w zarodku i nikomu nie przyznawać się do swojej „nienormalności”, czyli do tego, co naprawdę czuję. Po prostu zagryźć zęby i cieszyć się radosnym seksem – idealna kombinacja!
Znasz to podejście, że seks zawsze musi sprawiać radość? Dziwnie odmienne od katolickiego poczucia winy i wstydu. Te dwa skrajne podejścia: religijne i popkulturowe budują naszą wizję seksualności. Z jednej strony zawsze dziewica, z drugiej musisz to robić, bo inaczej jesteś frajer/ka. Już samo zestawienie tych dwu skrajnych podejść może wprowadzić większość osób w konsternację.
Ale jest coś, co te podejścia łączy: to przymusy, zakazy i nakazy: muszę, trzeba, powinno się. A co idzie za tymi powinnościami, to mocne zablokowanie spontanicznych uczuć, które mogą się wiązać z seksualnością (nie tylko samym aktem miłosnym, ale i wszystkim, co wiąże się z Twoją płcią i ciałem). Moim zdaniem, osoba wychowana w Polsce czy też kulturze z jednej strony negującej seksualność, a z drugiej sprzedającej seks, może mieć najróżniejsze uczucia – od ekscytacji po odrazę – które czuje na myśl o czymś seksualnym. Co więcej, każda z tych emocji jest ważna i właściwa. I wskazuje nie tyle Twoje rzekome blokady i ograniczenia, co miejsce, w którym się aktualnie znajdujesz, a do którego zaprowadziły Cię: (pop)kultura, religia i wszystkie Twoje doświadczenia. Słowem emocje pokazują Ci coś ważnego. Dlatego bardzo nie lubię podejścia, które można przedstawić w formie nakazu: „seks i ciało to coś naturalnego, coś, czym się musimy cieszyć, a nie tego wstydzić”.
Naprawdę, Ty nic nie musisz, a już szczególnie w seksie!
Po drugie, cokolwiek czujesz w związku z Twoją seksualnością – jest to właściwe. To pewien trop, za którym można pójść, żeby dowiedzieć się czegoś o sobie.
Może czujesz radość z tego powodu, że masz ciało, ręce, nogi i wszystkie te ekscytujące seksualne części, których używasz z wielką frajdą i dziką rozkoszą? A może czujesz wstyd i skrępowanie, właśnie dlatego, że masz ciało i seksualność, erotyczne fantazje i genitalia? Może nie lubisz seksu lub boisz się, że się nie sprawdzisz, że się nie spodobasz, że coś robisz za mało dobrze albo chcesz za dużo? Może jest w Tobie trochę lęku i obaw związanych z seksem? Cokolwiek czujesz, jest to właściwe.
Akceptacja seksualności
Gdy mam odpowiedzieć na pytanie: jak zaakceptować i pokochać swoją seksualność i swoje ciało, to mogę na początek powiedzieć: pozwól sobie być, kim jesteś, i czuć, co czujesz.
Już wyjaśniam, co dokładnie mam na myśli.
Jeśli wierzysz, że są „dobre” i „złe” emocje i tych drugich nie wolno czuć, bo gdy czuje się wstyd lub złość, jest się złym człowiekiem, to mówię Ci, że to tylko ludzkie przekonanie. Oczywiście, przyjemniej jest czuć radość i zadowolenie (z siebie i seksu) niż strach (przed seksem) czy wstręt (do siebie, seksualności itp.), ale jest to właśnie jedynie łatwiejsze czy przyjemniejsze, ale nie niewłaściwe. Nawet jeśli naprawdę wstydzisz się swojego ciała czy seksualności, to pierwszym krokiem do zaakceptowania siebie będzie poczucie tego wstydu i zgodzenie się na niego. Tak po prostu masz. Teraz. Jutro może się to zmienić, ale punkt wyjścia masz właśnie taki. Blokowanie emocji, to zatrzymywanie ich w sobie. Więc jeśli chcesz się uwolnić od wstydu, złości, smutku, jakiejkolwiek emocji, z którą już chcesz się pożegnać – po prostu zauważ ją. Mówienie „ja tego nie czuję!” to nic innego niż blokowanie. Tylko jeśli pogodzisz się z tym faktem, że ona jest – możesz coś z tym zrobić. Wypuścić ją z ciała. A w zakresie seksualności wiele mamy takich emocji, które od dziecka chłoniemy jak gąbka. Zażenowanie, skrępowanie, poczucie bycia niewystarczającym, strach przed ośmieszeniem, wstyd, że moje ciało jest takie jakie jest (a nie jak z kolorowego magazynu)… ile takich rzeczy się w Tobie nagromadziło?
Piszę o emocjach, dlatego, że to one są podstawowym hamulcem lub katalizatorem w procesie zmiany. Tak długo, jak masz w sobie nie przeżyty do końca żal o coś, smutek czy wstyd – te emocje będą Cię hamować w zrobieniu kroku do przodu. Bo czy osoba, która śmiertelnie wstydzi się swojego ciała, będzie z radością biegać na siłownię, żeby ćwiczyć? Czy kobieta, która na samą myśl o tym, że miałaby założyć bluzkę z dekoltem czy kobiecą sukienkę, robi się chora, będzie z pieśnią na ustach świętować swoją kobiecość i swoje kobiece ciało? Natomiast zgoda na siebie, spokój wewnętrzny i radość z bycia sobą – bez oceny – to daje możliwość rozwoju.Trudno jednak poczuć tę radość i spokój, gdy wewnątrz kłębowisko zgoła innych emocji.
Rozważmy teraz przypadek osoby, która jest takim antybohaterem poradników. Osoba ta nie przepada za seksem, a nawet dotykiem, nie lubi swojego ciała, nie wyobraża sobie, że ono mogłoby komuś się spodobać, przeżywa katusze wstydu, gdy masz wyjść na plażę, bo tam to ciało zostanie odsłonięte… i ma głębokie poczucie, że coś jest z nią nie tak. Zamartwia się, obwinia, wścieka się na siebie. Co zrobić w takiej sytuacji? Pobiec na siłownię i wyrzeźbić się na ideał? Udawać, że tak nie jest? Zmuszać się do seksu?
Ja powiem, że raczej pozwolić sobie na bycie taką właśnie Istotą Seksualną – wystraszoną, zawstydzoną i wściekłą. To wszystko są ludzkie uczucia. To normalne. I dziwne by było, gdybyśmy – żyjąc w takim świecie jak dziś – były i byli całkowicie wolne i wolni od tych wszystkich emocji.
Seksualna Istoto – jesteś seksualna zawsze. Twoja seksualność jest wyjątkowa i unikatowa. I ze wszystkimi Twoimi emocjami jesteś w porządku. Jak najbardziej w porządku i ciągle seksualna/y! Jeśli czujesz lęk albo wstyd, nie znaczy to, że jesteś gorszy/a od tych, „którzy umieją się cieszyć seksem”, bo już przeszli pewną drogę do akceptacji swojej seksualności albo pamiętają o jej pięknie i świętości z poprzednich inkarnacji; nie. Oznacza to jedynie, że jesteś seksualny/a, że jesteś w porządku oraz że czujesz wstyd. Teraz. W tej chwili. Albo czasami. Masz pełne prawo do wszystkich swoich emocji. To, że czujesz wstyd teraz, nie znaczy, że będziesz czuć go do końca życia i że jesteś na niego skazany/a. Jeśli jesteś go świadom/a, to jesteś na najlepszej drodze, aby na zawsze opuścił Twoje ciało. Co zrobić? Pozwolić sobie na niego. Poczuć go. W pełni, do końca. Nie przygnębiać się strasznymi historiami, nie snuć koszmarnej wizji przyszłości, tylko poczuć tę emocję. Czego się wstydzisz? Jakie to uczucie? Opisz to, wyraź to.
Każdą emocję – wstyd, smutek, lęk, złość – możesz z siebie wyrzuć, ale tylko wtedy, kiedy pozwolisz sobie ją czuć. Czasem słyszeliśmy/szałyśmy: „no już nie płacz”, „już przestań”, „o co się tyle złościć”. Takie komunikaty hamują czucie i przeżywanie do końca, czyli wypuszczanie emocji z ciała. Gdzieś jakiś kawałek zostaje i czeka schowany na następną sytuację, aby się znów objawić i powiedzieć: „A kuku! Tutaj jestem!” Ale czasem Ty sobie mówisz: „Wstyd? Złość? Ja się przecież nie wstydzę!/nie złoszczę!” I udajesz, że nic tam nie ma. Nie wypuszczasz tej emocji, więc ona przyczajona czeka na kolejną okazję. A możesz powiedzieć: „Dobrze, wstydzie, smutku, złości, goryczy chodź tu, pokaż się.” Możesz o tej emocji napisać, możesz o niej opowiedzieć sobie lub komuś zaufanemu, kto Cię nie oceni i nie powie: „ależ Ty masz problemy, naprawdę, seksu się bać” i nie pouczy „przecież trzeba się cieszyć seksem!” Możesz ją wykrzyczeć, wyśpiewać, wypłakać, wytańczyć, wymalować ją na kartce – zrobić wszystko, co możesz, aby ją poczuć do końca. Może trzeba to zrobić na raty, np. przez tydzień po 15 minut, aby Cię nie pogrążyła.
Bez względu na to, co czujesz teraz, czy lubisz być sobą, czy nie lubisz, czy cenisz swoją kobiecość i męskość, czy wręcz nią pogardzasz, czy lubisz seks, czy go nie cierpisz, czy lubisz swoją płeć, czy nie – wciąż jesteś wartościową osobą, wciąż masz seksualność. Swoją własną, wyjątkową i jedyną. Może jest Ci z nią lekko i pięknie, a może trudno i źle. Może raz jest tak, a raz tak. Jakkolwiek jest – ja przyjmuję, akceptują i szanuję Twoją seksualność, wszystkie Twoje uczucia i doświadczenia.
Cześć Ci Seksualna Istoto! Ty też możesz uczcić siebie
Ty też możesz przyjąć swoją seksualność. Zaakceptować, co oznacza: zobaczyć, jaka ona jest. Bez oceniania, czy jest dobra, czy zła. Jest, jaka jest. Możesz podejść do lustra, spojrzeć sobie w oczy i powiedzieć: „Przyjmuję moją seksualność, taką, jaka jest, szanuję ją i akceptuję.” Możesz to zrobić teraz, bez odkładania tego na później. Możesz robić to tyle razy, ile tylko chcesz. I poczuć, jak to jest tak po prostu siebie przyjąć. Jak to jest zgodzić się na swoją seksualność i wszystkie połączone z nią emocje? Możesz też zrobić z tego cały rytuał: pięknie się ubrać, zapalić kadzidła, świece, przywołać wszystkie sprzyjające Ci siły i wziąć je na świadka, że teraz oto przyjmujesz i celebrujesz swoją seksualność.
Zgodzić się na siebie to dać sobie akceptację.
To pierwszy krok. Krok do miłości.[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]
Voca, artykuł ten był tak mi potrzebny że muszę przeczytać go parę razy. Nie muszem. Chcę ! 😄
I czytam z przyjemnością.
Dziękuję ♥️
Robisz cudowna robotę !
Saszka, cieszę się. 🙂 Niech się dzieje. 🙂