O, tam ktoś idzie, przepraszam panią – Peter zagadnął jakąś niewysoką brunetkę – szukamy seks klubu. W którą to stronę?
Dziewczyna przystanęła i pogadała z nim chwilę.
– Jest ich kilka – wyjaśniła. – Największy to Sekret. Jest tam za rogiem.
Ruszyliśmy. Po drodze minęliśmy inne kluby i mnóstwo pozamykanych stoisk handlowych. Czułam się jak w podziemiach Dworca Centralnego; tylko było zdecydowanie cieplej.
– Masz ochotę wybrać się do seks klubu?
Peter zadał to pytanie, ale chyba nie był zbyt przekonany co do tego, że chciałabym pójść.
Ja zaś wsłuchałam się w siebie. Seks klub. Dzisiaj. W Wigilię? Hym…
Cały dzień spędziłam na wyspie – nie na lenistwie, ale w głębi, oglądając miasteczka, wspinając się na skały, łapiąc stopa. Teraz było już po jedenastej, na niebie świeciła nie tylko pierwsza gwiazdka, ale całe konstelacje widoczne tu jak nigdzie indziej. Niby padałam już na twarz, niby nie chciało mi się ruszać ani ręką, ani nogą, ale…
-Tak, mam ochotę – zdecydowałam.
Peter aż szerzej otworzył oczy z wrażenia.
-Naprawdę?
-Tak.
Spojrzał na zegarek w telefonie.
-Zważywszy na to, że Hiszpanie zaczynają wszystkie imprezy około północy, to teraz jest najlepszy czas, żeby się tam wybrać – dopowiedział swoją myśl.
No i słowo się rzekło. Właśnie się zgodziłam i mieliśmy pójść. Przez moje ciało przemknęła nagła radość: jedna z moich fantazji miała się właśnie zrealizować – czyżby to miał być taki nietuzinkowy prezent gwiazdkowy? Jednak nadal leniwie leżeliśmy na tarasie, podjadając ostatnie kawałki sernika i lukrowane pierniki. Talerze po barszczu wciąż stały na stole i nie chciało ich się nam sprzątać. I nagle naszła mnie taka myśl: co my będziemy tam robić? Czy będzie zabawnie i miło, czy nudno i sztywno?
Peter upił trochę soku z pomarańczy i odpowiedział.
-Możemy po prostu wejść i zobaczyć, jak jest. Może spotkamy tam ludzi, z którymi będziemy chcieli się zapoznać, rozmawiać, a może nie. Jak nie będzie się nam podobało, to wrócimy do domu. Naprawdę, możemy tam zabawić z kwadrans i wrócić.
Kwadrans? Ta wersja mi się spodobała, bo byłam zmęczona. Ale wiedziałam też, że niektóre okoliczności rozbudzają mnie aż nadto…
-No to chodźmy – podniosłam się z ławy. – Pomaluję usta i będę gotowa.
Chwilę później parkowaliśmy przy centrum handlowym w sercu Maspalomas. Kluby były w podziemiu pod sklepami. Po ulicach chodzili ostatni przechodnie, jeździły jeszcze jakieś samochody. W Polsce pewnie ruch się nieco ożywiał, bo dochodziła dwunasta i wierni szli na pasterkę. Tutaj nikt nie śpiewał kolęd.
Zeszliśmy po szerokich schodach w tunele.
-I gdzie teraz? – spytałam.
-O, tam ktoś idzie, przepraszam panią – Peter zagadnął jakąś niewysoką brunetkę – szukamy seks klubu. W którą to stronę?
Dziewczyna przystanęła i pogadała z nim chwilę.
-Jest ich kilka – wyjaśniła. – Największy to Sekret. Jest tam za rogiem.
Ruszyliśmy. Po drodze minęliśmy inne kluby i mnóstwo pozamykanych stoisk handlowych. Czułam się jak w podziemiach Dworca Centralnego; tylko było zdecydowanie cieplej.
Zadzwoniliśmy.
Po chwili drzwi otworzyła nam panienka w czerwonym stroju pomocnicy Świętego Mikołaja. No tak, w końcu były święta i wszystko musiało być w klimacie.
-Cześć, witamy, skąd jesteście? – spytała miło. Ale zamiast „Poland” usłyszała chyba „Holand”, bo chwilę później zaczęła mnie witać w języku, który nijak nie przypominał naszej pięknej mowy ojczystej. – Teraz oprowadzę was po klubie i wyjaśnię wszystko krok po kroku, rozumiecie mnie?
-Rozumiemy – potwierdziliśmy, gdy już powróciła do angielskiego.
-Dobrze, no to słuchajcie – powiedziała i przeprowadzając nas przez parkiet, zabrała za pierwsze drzwi…
A więc tak wyglądają seks kluby. Minęliśmy gości bawiących się na parkiecie i siedzących na sofach wokół: rozmawiali, pili drinki, tańczyli. Równowaga płci i różnorodność wyglądu doskonała. Młoda blondynka w eleganckiej sukience, jej mąż pod krawatem, jakiś 80-letni mężczyzna, który chodził o dwóch laskach, para czuląca się przy choince – pomijając fakt, że muzyka nie dudniła rozbijając mózg – wyglądało to jak zwykły klub. No, może z wyjątkiem tego, że niektórzy goście byli w ręcznikach.
Nasza śnieżynka prowadziła nas wzdłuż korytarza pełnego drzwi i zasłon, a za każdymi drzwiami i zasłonami: łóżka, materace, sofy, łoże z baldachimem. Nawet przytulnie, gdyby nie fakt, że ścianki oddzielające były chyba z pleksi i nie sięgały sufitu. Widać było, że cały klub jest jakby w magazynie, w którym wydzielono szereg innych pomieszczeń, ale wszystko jest tymczasowe, bo nikomu nie chciało się murować. W ostatnim pomieszczeniu była wielka wanna z jakuzzi i stół do masażu. Kafle. Szafki z ręcznikami. Parno i ciepło. Pusto. Noc się dopiero zaczynała, wszyscy byli jeszcze na parkiecie.
-I jak ci się podoba Sekret?
-Może być. Ale chodźmy zobaczyć, jak jest w innych.
Ściana w ścianę Sekretu jest drugi klub. Śmiać mi się chce, gdy dostrzegam wielki napis na ścianie naprzeciw obu klubów: „Sekretne miejsce spotkań swingersów”. Zaiste sekretne. No nic. Dzwonimy do drugich drzwi. Po chwili znów ktoś otwiera. Tym razem klub jest mniejszy, bardziej przytulny. Na parkiecie wesołe harce. Kilka bosych kobiet tańczy w otoczeniu mężczyzn w średnim wieku. Migają lampki choinkowe i opalenizna na ramionach gości. Tutaj nikt nas nie oprowadza po części „seksualnej”. Muzyka nam się podoba, zaczynamy tańczyć. Rozglądam się wokół – młodzi ludzie chyba tutaj nie przychodzą. Nikt też nie wygląda na specjalnie sympatycznego. Na telewizorach wyświetlają niewyszukane porno. Po kilku piosenkach idziemy do dwóch następnych jeszcze klubów. W sumie żaden nas nie przyciąga. W końcu wracamy do Sekretu, w którym nawet w części barowej coś się zaczyna dziać. Aktualnie jakiś starszawy Niemiec – taki na oko 70-letni – ubrany tylko w kolorowe gatki i czapkę policjanta tańczy na rurze, a kibicuje mu cały klub. Podoba mi się jego werwa i poczucie humoru. Też mu przyklaskuję. Za chwilę jego miejsce zajmuje jedynie nieco młodsza dama w czerniach, która zaczyna śpiewać piosenkę chyba Tiny Turner. Idzie jej całkiem nieźle.
Peter zachęca mnie, abyśmy przeszli przez część dla kochanków.
Wstaję z sofy i mijam pierwszą zasłonę. Serce przyspiesza. Co zobaczę? Miłość czy odgrywane na żywo tandetne porno?
Ktoś tam gdzieś się obejmuje, penetruje. Rzucam szybkie spojrzenia wokół. Jest trochę ruchu i mało dźwięku. Czuję się trochę jak intruz, chociaż tu „można patrzyć”.
Widzę fragmenty ciał – prawie żadne nie jest całkiem nagie. Kobiety mają bluzki i spódnice i tylko rozkładają uda szeroko. W powietrzu unoszą się ich stopy w pantoflach na wysokich obcasach. Widzę niemłode już twarze pod makijażem, lekko rozburzone fryzury, miniówki, nagie uda. Mężczyźni często w koszulach i spodniach, ograniczają się do rozpięcia rozporków.
Nie wygląda to ani na świątynię miłości, ani na pałac erotycznych gier. Niewiele czuję, gdy na to patrzę.
-Trochę to mechaniczne, co? – zauważa Peter.
Wydymam usta.
-Sądziłam, że to będzie podniecające, a jest takie bez wyrazu. Jakby im to w ogóle nie sprawiało przyjemności. Nie słyszałam ani jednego jęku rozkoszy…
Jedyna para, która przyciągnęła mój wzrok, to jacyś Skandynawowie pod pięćdziesiątkę. Leżeli obok siebie, nadzy. Ona głaskała jego udo i penisa, on przytulał ją do siebie. Wyglądali na zmęczonych, połączonych i zadowolonych. Płynęła między nimi czułość.
-Widzisz kogoś interesującego?
-Nie – odpowiedziałam.
-No to wracamy.
I wróciliśmy. Usiedliśmy na sofie, oglądając nowo przybyłych gości. Nie byli jednak ani zbyt pociągający, ani towarzyscy. Nie wiedziałam, na jakiej zasadzie ludzie tutaj dobierają się do seksu, bo jakoś nie bardzo ze sobą rozmawiali. Być może bawili się tylko w tych konstelacjach, w których przyszli. Później, rozmawiając ze znajomym, którzy także odwiedził te kluby, usłyszałam, że wyszedł rozczarowany, bo przyszedł niekoniecznie po to, żeby uprawiać seks albo patrzeć, jak ktoś inny to robi, ale kogoś poznać, pogadać. Narzekał, że wszystkie rozmowy się rwały, a ludzie nie byli zbyt otwarci.
-Wiesz, nie mam jakoś ochoty na seks, a ty? – wyznał Peter.
Roześmiałam się.
-Jakbym miała ochotę na seks, to bym została w domu.
-No tak – zgodził się ze mną. – Masz ochotę potańczyć?
-Za chwilę – odparłam, czujnym okiem obserwując nowe konstelacje wśród klientów. Na przeciwko mnie siedziała młoda kobieta w ręczniku, i w obu dłoniach ściskała lingamy dwóch swoich towarzyszy. Śmiała się i żartowała. Widać było, że całkiem nieźle się bawią. Gdzieś w oddali widziałam lekko podrygujące gołe nogi. Aha, więc tutaj też można było się kochać na oczach wszystkich. Może nie były to wyżyny ars amandi, ale… miło było popatrzeć na te ciała – stare i młode, opalone i blade, kobiece i męskie, owłosione i wydepilowane. Fakt, że w Sekrecie można było jednocześnie pić, tańczyć i kochać się, świadczył o tym, że seks jednak należy do kategorii rzeczy „dla ludzi”. Na twarzach obserwujących nie było zgorszenia, raczej zainteresowanie. Tak. To zdecydowanie mi się podobało.
-Hej, ludzie, wyluzujcie, bawcie się, w końcu jest Boże Narodzenie! – wykrzyknęła mi w twarz z pięciu centymetrów druga ze Śnieżynek, korpulentna blondyna.
-Hej, czy to znaczy, że mamy zacząć uprawiać seks na parkiecie? To jest tutaj synonimem dobrej zabawy? – zagadnęłam sama siebie. Może tak właśnie myślą ci, którzy tu przyszli, dlatego tak błyskawicznie i beznamiętnie połączyli się w pary, trójkąty oraz koła… Tamten znajomy powiedział też, że to, co go uderzyło w tych klubach, to jakby oczekiwanie, że skoro już się tu przyszło, to wręcz trzeba uprawiać seks.
-To chodźmy potańczyć – odstawiłam szklankę na stolik.
Peter podał mi rękę. Z głośników poleciał jakiś hicior.
Gdyby na Kanarach słońce wschodziło o takich godzinach, jak w Polsce, to powiedziałabym, że bawiliśmy się do białego rana. Bo seks klub zmienił nam się w dyskotekę i wcale nie chciało mi się schodzić z parkietu. Nie z takim tancerzem i – koniec końców – w takiej atmosferze. Hihi, świąt Bożego Narodzenia.
-I jak ci się podobało? – usłyszałam, gdy już nad ranem wsiadaliśmy do auta.
-Całkiem fajnie. Muzyka nie była zbyt głośna, można było pogadać. No i jak ty tańczysz! Nie podejrzewałam, że jesteś takim ognistym tancerzem!
Peter zatrzymał się na światłach i uśmiechnął się do mnie.
-A bo mi się nie chce zazwyczaj tańczyć w klubach. Zwykłe kluby mnie nudzą. Jak jeszcze kiedyś będziesz miała ochotę zatańczyć, to już wiesz, dokąd pójdę z przyjemnością.
-Peter, trzymam cię za słowo. Następnym razem pójdziemy tańczyć gdzieś w Berlinie.
-Dobry wybór. Niemcy mają najlepsze kluby. No i u nich zabawa zaczyna się o ósmej, a nie o dwunastej i po wszystkim można się wyspać.
Wyspać się? Peter wciąż zaskakiwał mnie swoją pragmatycznością. Spojrzałam na zegarek. Jeszcze kilka godzin zostało do wschodu słońca.
Cita, Maspalomas, Gran Canaria, Wyspy Kanaryjskie