Każdy ma jakieś doświadczenia miłosne, doświadczenia są tak różne, jak różne są osoby i pewnie wiele osób podałoby wiele definicji miłości. Zanim jeszcze zakochamy się po raz pierwszy, o miłości dowiadujemy się z kultury – książek, filmów oraz piosenek.
Poznajemy Jacka Soplicę, który z miłości do Ewy Horeszkówny zrujnował swoje życie, Annę Kareninę, która wskoczyła pod pociąg, nieszczęsnych kochanków Romea i Julię, Tristana i Izoldę, podśpiewujemy sobie o tym, że „Miłość Ci wszystko wybaczy, smutek zamieni Ci w śmiech. Miłość tak pięknie tłumaczy: zdradę i kłamstwo i grzech” albo że miłość boli („love – it hurts”), a tym samym zaczynamy wszelkie cierpienia i ból utożsamiać z miłością. Sama wychowałam się na powieściach takich jak „Przeminęło z wiatrem”, z których dowiedziałam się, że miłość kończy się rozstaniem oraz piosenkach, ostrzegających przed miłością. I bez względu na gatunek muzyczny czy kraj, w którym dana piosenka powstała, zawsze było o tym samym: corazon espinado, broken heart, złamane serce boli, miłość to cierpienie, when you born a lover – you born to suffer, miłość jest niebezpieczna, wymaga poświęceń, a bez tej drugiej osoby nie ma po co żyć i najlepszym wyjściem jest właściwie samobójstwo… Ten scenariusz od euforycznego zakochania po tragiczną śmierć znajdziemy w przytłaczającej liczbie tekstów: antycznych tragediach, filmach z Bradem Pittem, w utworach Mickiewicza i Depeche Mode. Dlaczego więc mielibyśmy wątpić w to, że miłość boli, skoro uczymy się o tym i na lekcjach polskiego, i z MTV?
„Miłość to ból” – rzekł zając jeża ściskając…
Mając takie właśnie pojęcie o miłości, odczuwając cierpienie w związku – czy to romantycznym czy też małżeńskim – kiwamy ze zrozumieniem głową: no tak, miłość boli, miłość rani, miłość doprowadza do szaleństwa, miłość niszczy tak bardzo, że kolejne zakochanie jawi się jako wypicie śmiertelnej trucizny.
Jeśli i Ty kiwasz ze zrozumieniem głową, mam dla Ciebie ważną informację – całkiem możliwe, że to, co odczuwasz, to wcale nie jest miłość, tylko nałóg. Pewnie nie jest trudno Ci zrozumieć, że ktoś uzależniony od alkoholu czy narkotyków zamiast życia ma piekło, ale czy życie zawsze musi być piekłem? Życie alkoholika boli, bo nałóg boli. Tak samo jest z miłością – jeśli zamiast zdrowej miłości w Twoim życiu jest miłość nałogowa – nic dziwnego, że cierpisz.
Miłość może tylko kochać!
Miłość nie rani, miłość nie boli, miłość może tylko kochać. To, co boli, to toksyczny związek, w którym czujesz się wykorzystywana, niekochana, niedoceniona, porzucona. Może Twój mąż w ogóle Ci nie pomaga, może wraca do domu późno po pracy, potem zasiada przed komputerem (znów praca), a potem nie znajduje czasu nawet na to, żeby Cię pocałować przed snem. Może Twoja dziewczyna ciągle zdradza Cię i oszukuje, a potem przeprasza i obiecuje poprawę. Może Twój mąż wraca do domu pijany i wszczyna awantury. Może wysprzedaje Twoją biżuterię, żeby kupić narkotyki. Może Cię bije, może Cię poniża, może krytykuje sukienki, które nosisz, obiady, które gotujesz lub ciało, które masz. Może Twój ukochany jest po prostu niebieskim ptakiem, tonie w długach, nie chce z Tobą rozmawiać o przyszłości i wychowaniu dzieci. A może po prostu rani Cię bolesnymi komentarzami lub drwinami, które potem obraca w żart, a kiedy się buntujesz, twierdzi, że w ogóle nie masz poczucia humoru. Sposobów na to, żeby zadać ból partnerce życiowej jest multum. Ważna jest jedna rzecz – jeśli tkwisz w związku z osobą, która Cię krzywdzi – co Cię w tym związku/relacji trzyma? Czy trzyma Cię miłość, czy może też głębokie przekonanie, że pełne bólu i poniżenia życie z kimś jest lepsze niż samotne życie i że bez drugiej osoby sobie nie poradzisz?
Jeśli jesteś osobą, która kocha siebie, nie trwasz w związku, który zamiast miłości przynosi cierpienie! Nie ważne, kim jest Twój partner – alkoholikiem czy też „tylko” wiecznie obrażonym na świat i Ciebie małym chłopcem, który każdego dnia musi Ci dogryźć przykrą uwagą – jeśli zadaje Ci rany, a Ty się nie bronisz i pozostajesz z nim w imię „miłości” – możesz być osobą uzależnioną od bycia w związku / nałogowo kochającą / uzależnioną od miłości / kobietą kochającą za bardzo. Nie ważne, czy są to rany fizyczne, seksualne czy emocjonalne, ważna jest Twoja reakcja. Jeśli umiesz powiedzieć „stop” i wyjść ze związku, w którym doznajesz krzywdy – wszystko jest w porządku. Jeśli zaś tkwisz w toksycznej relacji i nazywasz ją miłością – coś zdecydowane nie gra… Jeśli każdy z Twoich kolejnych partnerów Cię rani, być może już czas, żebyś zapoznała się z nałogowymi zachowaniami kobiet kochających za bardzo, zmieniła swoje schematy postępowania, które przyciągają do Ciebie kolejnych nie-kochających / zadających ból partnerów/partnerki i rozpoczęła nowe życie pełne kochającej miłości.