…i na to, gdy kobiety chcą mówić o seksualnej przemocy, wywiad z Zofią Nawrocką, socjolożką i autorką książki „Gwałt. Głos kobiet wobec społecznego tabu”
W książce stwierdza Pani, że – paradoksalnie – gwałt dokonany na kobiecie jest większym tabu niż pedofilia. Dlaczego?
ZN: To media kreują dziś dyskurs publiczny, a mają tendencję do nagłaśniania przypadków, które są szczególnie drastyczne. Piszą o rzeczach, które bardziej przyciągną uwagę. Posługując się tą logiką, dochodzą do wniosku, że pedofilia – czyli przemoc wobec dzieci – jest bardziej drastyczna, a przez to jest „poważniejszym” problemem niż „zwykły gwałt”. Oczywiście nie uważam, żeby pedofilia nie była ważnym problemem. Ale temat gwałtu, którego doświadcza ponad 11 procent kobiet w Polsce , też wymaga uwagi.
Czego nie wiemy o gwałcie, a powinniśmy wiedzieć?
ZN: Poza poziomem systemowym, na którym potrzebna jest szeroka analiza tego zjawiska, po to, by można było z nim walczyć, ważny jest też poziom indywidualny, międzyludzki. Warto uświadomić sobie, jak powszechny jest to problem. Biorąc pod uwagę statystyki, łatwo wywnioskować, że każdy z nas ma wokół siebie kogoś, kto tego doświadczył. Doświadczenia przemocy seksualnej ma za sobą 1,6 miliona Polek.
Dlatego warto rozumieć, czym jest gwałt i jakie są jego konsekwencje, by dla osób, które go doświadczyły, tworzyć wspierające, a nie opresyjne środowisko. Trzeba pamiętać, że kobieta nigdy, absolutnie nigdy nie jest winna gwałtu. Wspierając ofiarę, nie można pozwalać sobie na komentarze typu „a nie mówiłem”, „i po co się z nim spotykasz?”, „sama zgodziłaś się pójść do jego mieszkania”, „mówiłam żebyś nie wchodziła do jego biura”. I nie chodzi tu tylko o prowokowanie strojem, na co zwraca uwagę Marsz Szmat, bo przecież nieprawdą jest, że jeśli kobieta nie będzie chodzić sama ciemnymi uliczkami, to nic jej się nie stanie. Statystyki mówią, że najczęściej niebezpieczeństwo grozi ze strony bliskich i znajomych. I tutaj jest kolejne wyzwanie dla osób chcących wspierać ofiarę – pierwszym krokiem jest okazanie kobiecie, że wierzymy w to, co nam mówi. A to wcale nie musi być łatwe, bo po pierwsze, wszystkie i wszyscy chcemy wierzyć że żyjemy w bezpiecznym świecie, gdzie takie rzeczy się nie dzieją. Po drugie, jeśli koleżanka mówi nam, że jest gwałcona przez swojego partnera, to czasem trudno nam w to uwierzyć, zwłaszcza jeśli też go znamy.
W Stanach Zjednoczonych przełomem w definiowaniu gwałtu była sprawa Mike’a Tysona z 1991 r. Młoda kobieta, która umówiła się z nim na randkę i dobrowolnie poszła do pokoju hotelowego, oskarżyła go o gwałt. Sąd orzekł, że jej swobodne zachowanie nie jest jednoznaczne ze zgodą na seks i skazał Tysona za napaść seksualną. W Polsce nierzadko słyszy się o zgwałconych kobietach, że może kusiły los, pojawiając się w nieodpowiednim miejscu i nieodpowiednim czasie, albo może wręcz prowokowały? Strojem, zachowaniem? Co poniektórzy mają też wątpliwości, czy można zgwałcić prostytutkę. Dużo mamy jeszcze do zrobienia w kwestii rozumienia i definiowania gwałtu?
ZN: Dużo, choć myślę, że w Stanach jest podobnie. Wskaźnik przemocy seksualnej jest tam wciąż wysoki i nietrudno usłyszeć podobne opinie. Nie bez powodu właśnie tam przeszły pierwsze Slut Walks, czyli Marsze Szmat. Przez Stany przetoczyła się powszechna debata na temat przemocy seksualnej, najpierw zmieniła się więc świadomość, dopiero później prawo. U nas prawo dociągnięto do standardów europejskich, bez tej powszechnej debaty. Dlatego ważne jest, by wreszcie zacząć merytoryczną dyskusję na ten temat. Ważna jest też edukacja, zwłaszcza chłopców. Gwałt nie jest problemem kobiet. Jest problemem mężczyzn, którzy go dokonują, i całego społeczeństwa, które akceptuje przemoc wobec kobiet, i które wychowuje chłopców do roli agresywnych zdobywców. To mężczyzn trzeba wychowywać na takich, którzy gwałcić nie będą.
Dlaczego Pani zdaniem gwałt to niewygodny temat?
ZN: Żyjemy w kulturze patriarchalnej i kobiety z założenia mają niższą pozycję w społeczeństwie. Prowadzenie naprawdę rzetelnej debaty o przemocy wobec kobiet, musiałoby prowadzić do zakwestionowania wielu pozornie lżejszych i „mniej znaczących” form tej opresji. Przemoc wobec kobiet jest elementem tego samego kontinuum znaczeniowego, co uprzedmiotowienie ciała kobiety w reklamie albo przyzwolenie na zaczepki mężczyzn na ulicy. Ta debata musiałaby poruszyć tematy, które uznawane są za nieszkodliwe i błahe. Dlatego byłaby niewygodna i trudna.
Naprawdę stawia Pani roznegliżowane kobiety z reklam na równi z gwałtem?
ZN: Nie stawiam na równi, mówię, że to jest pewne kontinuum, w którym gwałt jest krańcowym przejawem przemocy wobec kobiet. Podczas gwałtu kobieta jest uprzedmiotowiona – gwałciciel posługuje się nią jako instrumentem realizacji swojej potrzeby władzy, kontroli. Reklama posługuje się ciałem kobiety jako przedmiotem przyciągnięcia uwagi, podniesienia sprzedaży produktu. Wszyscy przecież wiemy, że to nie modelki na tym najwięcej zarabiają. I tu tkwi różnica z Marszem Szmat – na Marsz każda osoba poszła z własnej woli, i jeśli się na nim rozebrała, to też tylko dlatego, że sama chciała. Epatowanie przez reklamy jedynym wzorcem kobiecego piękna jest zresztą przemocą samą w sobie – i wobec kobiet, które są zmuszane do niego równać, i wobec mężczyzn, uczonych, że to właśnie jest podniecające. Wielu moich kolegów cierpi z tego powodu – czują się traktowani jak bezwolni idioci.
Mówi Pani o zaczepkach na ulicy. Osobiście ich nie cierpię. Jestem przewrażliwiona? Nie umiem docenić „komplementu”?
ZN: Nie, jest Pani po prostu świadomą kobietą. Dlaczego jakiś obcy facet daje sobie prawo do wyrażenia aprobaty lub dezaprobaty mojego wyglądu? Co mnie obchodzi jego zdanie? To ja decyduję kiedy i od kogo chcę słuchać komplementów. Takie zaczepki to już przemoc seksualna, przemoc werbalna – są sygnałem „jesteś ciałem, mam do ciebie prawo”, mają straszyć kobiety, dyscyplinować.
Jeden z prawicowych publicystów, komentując Marsz Szmat pisał, że „dla ofiar gwałtu musi być wyjątkowo przykre, gdy ktoś wykorzystuje ich bolesne przeżycia do urządzenia bezmyślnej hucpy”. Dla Pani, jako osoby, która doświadczyła gwałtu, Marsz Szmat był przykrym doświadczeniem?
ZN: Nie. Przykre jest dla mnie to, że jakiś publicysta wypowiada się w moim imieniu i mówi o tym, jak ja na coś reaguję, albo może, jak powinnam reagować. To jest znowu odbieranie mi kontroli, wypowiadanie się za mnie. Ta wypowiedź świadczy też o tym, jak postrzegana jest „ofiara gwałtu”: jest to biedna, skrzywdzona, zamknięta w sobie kobieta, a gwałt jest jej „bolesnym, przykrym przeżyciem”, które chce zachować dla siebie. Oczywiście jest to bolesne doświadczenie i często kobiety decydują się o im milczeć, ale jest też wiele takich, które chcą o tym nie tylko mówić, ale wręcz krzyczeć. To świat chce, żeby kobiety te przeżycia chowały dla siebie. A one same nierzadko chcą manifestować swoją niezgodę na przemoc. Uciszanie tych głosów – to mnie boli.
Te potrzeby są pewnie bardzo zróżnicowane. Bo reakcja na gwałt to bardzo indywidualna kwestia.
ZN: Tak, ofiary mogą przeżywać gwałt w bardzo różny sposób, jest to też dynamiczne, może się zmieniać w czasie – raz mogą być wycofane, później bardzo aktywne. Gwałt jest bardzo traumatycznym przeżyciem. Ofiary doświadczają skrajnego zagrożenia. W wyniku przemocy seksualnej tożsamość kobiety zostaje sprowadzona do tego jednego przeżycia. Jednocześnie wszyscy dookoła przekonują, że przecież nic się właściwie nie stało, po co robić z tego sprawę, trzeba zapomnieć o przeszłości i zacząć żyć normalnie. Gwałciciel zadaje cierpienie, ale to ofiara jest napiętnowana i to dla niej udział w procesie staje się traumą.
Trzeba pamiętać o tym, że nie ma jednego gwałtu – to doświadczenie nie jest oderwane od sytuacji, w jakiej do niego dochodzi, od tego, kto go dokonał, kim ta osoba jest dla ofiary, gdzie się to stało, jakie jest otoczenie ofiary, czy ma wsparcie. Często też gwałt przecina się z innymi formami opresji – jest elementem przemocy domowej czy molestowania w miejscu pracy. To wszystko ma wpływ na to, czego realnie doświadcza ofiara.
Ale pewnie nie każdy potrafi mówić o tak trudnych przeżycia, bo one uchodzą za doświadczenia intymne. Nie każdy ma też pewnie komu o tym mówić.
ZN: Gwałt nie jest sprawą intymną, tylko przestępstwem.
To uciszanie ofiar to ważny element tragedii kobiet, które doświadczyły gwałtu. Moja decyzja otwartego mówienia o tym, że doświadczyłam gwałtu, jest w dużej mierze możliwa dzięki okolicznościom, w jakich to się stało. Gwałtu doświadczyłam za granicą, sprawcą jest obca osoba, mogłam się od tego w miarę możliwości odciąć, zdystansować. Od otoczenia dostałam i dostaję duże wsparcie, nie spotyka mnie ostracyzm gdy mówię o gwałcie. Ale dla kobiety, którą gwałci mąż albo szef w pracy, gdy dzieje się to w hermetycznej przestrzeni relacji, wzajemnych zależności, uwarunkowań, mówienie o swoim doświadczeniu jest szalenie trudne, a często wręcz niemożliwe. Dlatego, choć sama zdecydowałam się otwarcie mówić o gwałcie i uważam że ważne jest by głos ofiar zaczął być słyszany, akceptuję oczywiście decyzje kobiet, które nie chcą mówić o doznawanej przemocy.
Podobne zastrzeżenia padają wobec wysuwanych przez badaczki feministyczne sugestii, że o gwałcie powinno się mówić. A to stoi w sprzeczności z kulturą milczenia o „sprawach intymnych”.
Kobiety bardzo często mają potrzebę mówienia i krzyczenia o tym, co je spotkało. Są nawet badania, które pokazują, że najlepiej z traumą gwałtu radzą sobie te, które podejmują później jakieś działania przeciwko przemocy. W tym kontekście, działania takie jak Marsz Szmat mają znaczenie nie tylko jako forma walki z przemocą seksualną, ale też jako forma bezpośredniego wzmacniania ofiar.
Wywiad skrócony, całość na: Iwoman.pl.