”Uważaj, bo go zagłaszczesz!” Tak ostrzegała mnie znajoma, gdy zobaczyła, jak głaszczę po policzku mojego partnera. Szok? Może dla niektórych. No bo ile z nas wierzy w to, że okazywanie czułości i miłości prowadzi do zdeprecjonowania uczuć? Do tego, że ktoś się znudzi naszymi „dowodami miłości”? Ile boi się, że bycie jawnie czułym i dobrym, jest oznaką słabości? Uległości? Wręcz – podporządkowania?!
Ile razy dziennie mówisz mu (jej), że go (ją) kochasz? A ile razy dziennie mówiła Ci to Twoja matka, gdy byłaś dziewczynką? Może wiele razy (czy bała się wtedy, że przestaniesz ją kochać, albo że staniesz się rozkapryszonym bachorem?), a może w ogóle (bo miała przekonanie, że jak powie to raz w roku, to będzie miało większe znaczenie?) W rodzinie miłość jest – niby czymś oczywistym – więc po co w ogóle o tym mówić, przecież i tak wiesz, że matka Cię kocha.
No właśnie, czy tak jest, jeśli nigdy Ci tego nie mówi?
Prawie nigdy nie przytula?
Za to zrzędzi i narzeka?
Ponoć ludzie mają różne języki miłości. Jedni jako miłość odczytują słowa, inni prezenty, inni spędzony czas, jeszcze inni udzieloną im pomoc. Jeśli więc ktoś nie potrafi powiedzieć, że kocha, może zrobić coś innego: zaserwować Twoje ukochane jedzenie, umyć Ci samochód albo przekopać działkę. Pytanie tylko: czy naprawdę nam to wystarcza za wszystkie inne „dowody miłości”?
Mówi się o tym, że nastolatki są strasznie rozwydrzone i nieodpowiedzialne. Że biorą się za seks, o którym nic nie wiedzą, i tym samym ściągają sobie na głowę straszne problemy. Pomijając problem braku edukacji o seksualności (zarówno w szkole, jak i w domu), dlaczego tak się dzieje?
Ja uważam, że w dużej mierze dlatego, że brak im miłości. Jeśli rodzice uważają, że jesteś już na tyle dużą dziewczynką, żeby nie przytulać Cię, ani nie całować, to kto ma Cię teraz przytulać i całować? A potrzeba fizycznej miłości istnieje. I nigdy się z niej nie wyrasta. Wiadomo, że niemowlaki bez dotyku umierają. Mówi się, że człowiek potrzebuje być przytulony w ciągu dnia 4 razy, aby przeżyć, 8 razy, żeby zachować zdrowie i 12 razy, żeby móc się rozwijać*. Czy tak w istocie jest? Na pewno wiele z nas żyje, mimo że nas nikt nie przytula. Tak, ale co to za życie.
Czułość jest niebezpieczna, bo prowadzi do seksu…
Ale wracając do tematu – oprócz tego, że duża część z nas nawet nie wie, do czego potrzebne są dotyk i czułość – to naprawdę wiele boi się tego, że okazywanie uczuć, nawet partnerowi (partnerce), może przyczynić się do pogorszenia związku! To właśnie coś, o czym mówiła moja znajoma: nie głaszcz go, nie dotykaj. A w domyśle: na takie rzeczy możesz sobie pozwolić za zamkniętymi drzwiami sypialni.
Dlaczego tak wiele osób wręcz zwala z nóg widok czulącej się pary? Lub w ogóle jakiejkolwiek czułości? Bo czułość i wszelki dotyk łączą się ludziom z dwiema „zakazanymi” rzeczami – i sama nie wiem, która z tych rzeczy jest bardziej „groźna”. A więc: z seksem, i z okazywaniem uczuć. Jeśli chodzi o seks, to chyba nie trzeba tego tłumaczyć. Bo wiadomo, jeśli pogłaszcze Cię po ręce, po policzku lub po kolanie, to jasne, że jest to zaproszenie do łóżka. Wszelka czułość i miłość poza seksem nie istnieją. Dotykać się można tylko w łóżku. I to krótko, szybko, w jeden tylko sposób, dążąc do wiadomego celu.
Jawne okazywanie miłości to pułapka. Strzeż się!
Zaś okazywanie uczuć… o tak, tego naprawdę można się wystraszyć! Bo przecież jeśli ktoś zrozumie, że go kochamy i zrobimy dla niego wszystko, to… będzie się nad nami pastwił, będzie nas wykorzystywał, a na końcu odejdzie i porzuci, prawda? Tak przecież zachowują się kochające się osoby: nawzajem siebie kaleczą.
Przeraża mnie, że ktoś może w to wierzyć. A przecież wiem, że tak naprawdę jest.
„Po co mu tyle razy powtarzasz, że go kochasz?” „Po co się tak dla niego starasz?” „Po co go tak pieścisz i rozpieszczasz?”
Przecież wiadomo, że jak kogoś pieścisz, to nie odpłaci pieszczotą, tylko niewdzięcznością.
Może dlatego tylu ludzi woli godzinami głaskać kota albo całować w pysk swojego psa. Bo nad zwierzęciem na kontrolę. Nie boi się, że ten kot powie: ach, głaszczesz mnie już tyle czasu, więc wiem, że Ci zależy. No to teraz ja mam nad Tobą władzę i zrobię Ci takie kuku, że popamiętasz na lata!
I tak się nakręca ta spirala braku miłości.
A potem żyjemy w związkach bez czułości. Czujemy się niekochani, niepożądani, wręcz niewidzialni. Jedyne, co do siebie mówimy, to „jestem taka zmęczona, daj mi spokój”, „ścisz radio”, „zrób mi kanapkę”.
Na „kocham Cię” może i jest czas, bo wypowiedzenie tych słów zabiera mniej więcej sekundę, ale nie ma na te słowa przestrzeni. Bo my jesteśmy nauczeni, że „te ważne słowa” mogą padać tylko w niektórych, idealnych, wybranych okolicznościach. Gdy ktoś sobie na nie zasłuży. Gdy naprawdę zrobi coś dla nas. Stają się zapłatą.
A potem się dziwi jeden z drugim, że w ich życiu nie ma seksu. Bo seks, podobnie jak czułość, jest tylko na specjalne okazje.
Nie okazując miłości, czułości, zainteresowania, pożądania, podniecenia – czy czego tam jeszcze – bronimy się. Przed tym złym światem**. I okrutnymi zakusami tych, którzy nas kochają.