Gdy pierwszy raz wzięłam ją do rąk, zdziwiłam się jej ciężarem. Pięćset stron? Toż to encyklopedia!
Tantra. The Hidden Mysteries. Polecam i ostrzegam!
„Tantra. Przekaz szeptem” Gitamy w 2014 rzuciła mnie na kolana. Wciąż uważam, że to najlepsza książka o tantrze i seksie, jaka wyszła dotąd po polsku. Na dodatek to wciągająca powieść, można ją czytać kilkakrotnie, a za każdym razem zauważy się w niej coś nowego. Kocham ją i wiem, że nie tylko ja darzę ją takim gorącym uczuciem.
Dlatego też na kontynuację czekałam z niecierpliwością. I w końcu się ukazała. „Tantra. The Hidden mysteries” miała swoją premierę w kwietniu w Amsterdamie. Nawet się zastanawiałam, czy się tam nie wybiorę. Ostatecznie zostałam w domu, a książkę z Holandii przywiozła mi koleżanka.
Gdy pierwszy raz wzięłam ją do rąk, zdziwiłam się jej ciężarem. Pięćset stron? Toż to encyklopedia! Okazało się, że połowa tomu to kolorowe zdjęcia z czterech stron świata. Duża część – jak w poprzedniej książce – praktyki do samodzielnego wykonania i medytacje w parze. Mniej więcej połowa to druga część wciągającej historii Pemy i Chandry – tantrycznego małżeństwa, które wyruszyło w podróż do Tybetu…
Jak ich przygody wyglądają tym razem?
Można powiedzieć, że nabrały innego ciężaru gatunkowego.
Pierwsze rozdziały dość mocno przypominają „Tantrę szeptem”. Oto Chandra i Pema u kolejnego mistrza, u którego poznają kolejne tajniki świętego seksu, kolejne aspekty siebie – własnych lęków i własnej mocy. Znajdziemy tutaj wiele inspirujących opisów kochania się – kochania się na różne sposoby, fizyczne i energetyczne, czułe i dzikie, i gorące. Znajdziemy wyjaśnienia dotyczące wzorów energii, które wysyłamy w świat, kochając się z różnymi intencjami. Znajdziemy nawet scenę zapraszania duszy dziecka. Mistrzowie znów bywają przewrotni i „kochający na wschodni sposób” – tzn. nie wahają się przylać swoim adeptom, gdy dojdą do wniosku, że to ich zbliży do oświecenia.
Natomiast kolejne rozdziały przeprowadzają czytelnika/czkę przez nieco inny aspekt duchowości niż jedynie święty seks. Tym razem autorka zabiera nas w podróż po doświadczeniach związanych ze śmiercią, ciążą, roślinami mocy, umieraniem ego, podróżami poza ciałem, wędrówkami duszy, zobowiązaniami, jakie składamy na wiele wcieleń. Można powiedzieć, że nie tylko tło, jakie stanowią tybetańskie mantry, ale wszystkie poruszone w książce aspekty, sprawiają, że „Hidden mysteries” to tantra bardziej „tybetańska” niż „współczesna”. To już nie są lekkie podróże w głąb siebie, tylko wyprawa w śmierć i mrok, w samo serce lęku.
Sama czytałam ten tom powoli, delektując się tym, że w końcu mam go w ręku. Niektóre fragmenty czytałam po dwa, trzy razy – zainteresowana, zaintrygowana, porównując przeżycia bohaterów z własnymi i zastanawiając się, czy na pewno robią to, co mi się wydaje. Czasem ciesząc się, że też tego doświadczyłam. Często ciesząc się, że nigdy tego nie doświadczyłam. A czasem zastanawiając się, czy autorka jest oświecona czy oszalała. Bo tym razem droga Pemy – o ile ostatecznie przynosi jej spokój i wielką radość – przy okazji też rozsadza mózg i miażdży starą tożsamość. I, ostrzegam, nie dzieje się to w łagodny sposób, pełen śmiechu i orgazmów, bo chociaż orgazmów też nie brakuje, to jednak więcej jest tam lęków, czaszek, bólu, śmierci i recytowania mantr niż człowiek zachodu zwykł przewidzieć. Z drugiej jednak strony, jestem pewna, że scena, w której Pema wraz z mistrzem palą marihuanę, wielu z Was rozbawi do łez! A ta w której kochankowie kochają się pod okiem mistrza – da do myślenia. Wiele było takich fragmentów, którym robiłam zdjęcia, żeby potem posłać je ememesem do znajomych albo przeglądać na komórce. W tej książce naprawdę jest co czytać. Potem jeszcze można to trawić. Jeśli jednak nastawisz się na coś, co ma być identyczne, jak część pierwsza, możesz doznać rozczarowania.
Krótko mówiąc – polecam. I ostrzegam.
Aha, i nie bójcie się, że to koniec. Na stronie 369 znajduje się napis: „To be continued in the next book”… Ze znajomymi zastanawiamy się, czy część trzecia pojawi się przed rokiem 2024.
Oczywiście tym, którzy nie przeczytali jeszcze „Tantry szeptem”, to ją na początek polecam. Kupujcie, bo nakład się powoli wyczerpuje. 🙂
„Tantra. The Hidden Mysteries”, Pema Gitama, 2017
Ps. Ktoś mi napisał, że książka razem z przesyłką kosztuje 227 zł. 🙂
A, gdyby się znalazł polski wydawca, to chcę mieć matronat na tą książką. Koniecznie!
Zawsze istniało przekonanie, że tantra działa jak bomba atomowa. To po prostu potężna siła, wręcz największa w człowieku. Ogień miłości buduje moją wewnętrzną poliamorię, ale może mnie sparzyć. Po prostu: każdy człowiek ma swój cień, z którym muszę się w tym życiu zmierzyć. Te dwa bieguny świadczą o mojej równowadze psychicznej w czterech żywiołach działających w człowieku, które mierzą się w nim. Choć śnią mi się potwory po wybuchu tantry, to jednak wiem, że innej drogi po prostu nie mam, a życie jednobiegunowe najlepszej wersji siebie potęguje ów wybuch. Ignorancja mojego cienia, a więc tego co najsłabsze we mnie, daje mi wyciszenie, ale tylko na chwilę. Tylko ludzie święci w niebie są ideałami dobra wiecznego, a my będący pielgrzymami na tej ziemi podążającymi do niebieskiej Ojczyzny i jesteśmy tutaj trochę dobrzy i trochę przeznaczeni do nawrócenia. Człowiek, który nic nie robi, ten nie grzeszy. Najgorzej jest jednak to, gdy istnieją dyktatorzy, którzy pouczają innych co mają robić w życiu, zagłuszając w nich ten wewnętrzny głos, który mówi nam, że mamy ten wielki potencjał, który musi w nas wybuchnąć, byśmy byli dla innych najlepszą wersją, ale tylko wtedy, gdy sami będziemy wiedzieli czego ja oczekuję od tego świata – a to jest właśnie tantra, w której działa poliamoria.