Zostałam wychowana w domu, w którym seks jest absolutnym tabu. Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie relacji między dziećmi a rodzicami, którzy podchodzili do tego tematu trochę bardziej na luzie.
Siedzę dłuższą już chwilę i intensywnie myślę nad tym jak zacząć i co, tak na prawdę, chcę napisać.
A do pisania trochę jest. Nigdy wprawdzie nie planowałam, że takie sprawy ujrzą światło dzienne, być może jednak potrzebna była odpowiednia okazja?
Zostałam wychowana w domu, w którym seks jest absolutnym tabu. Nigdy nie potrafiłam wyobrazić sobie relacji między dziećmi a rodzicami, którzy podchodzili do tego tematu trochę bardziej na luzie.
Moje pierwsze doświadczenia z orgazmem zaczęły się już kiedy miałam kilka lat. Ciężko wytłumaczyć dziecku, że nie powinno się czegoś robić, mimo że jest to przyjemne. Pierwszy raz, kiedy mnie „nakryto”, dostałam takie lanie, że do tej pory pamiętam. Później byłam pilnowana, sprawdzana, chociaż wciąż uważam, że nikt nie docenił sprytu dziecka.
Kiedy dostałam pierwszy okres, usłyszałam od matki żenującą historię o nasionkach i plemniczkach, które kiedyś wykiełkują. Ukróciłam ją w tempie przyspieszonym, święcie przekonana, że zaraz spłonę. Później jednak zastanawiałam się, jak to niby cokolwiek ma we mnie kiełkować, i niby jakim cudem wychodzić.
Na każdym etapie szkoły również próbowano nas uświadamiać, jednak panie od przygotowania do życia w rodzinie (czy jakoś tak) chyba straciły nadzieję, bo na najbardziej frapujące nas pytania nigdy nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
W okresie największej burzy hormonalnej znalazłam jedyne, łatwo dostępne ujście dla rosnącej ilości moich fantazji erotycznych. Stworzyłam zeszyt, a może raczej księgę, na której strony przelewałam dręczące mnie obrazy. Sprawiało mi to swoistą przyjemność, i nie mówię tu tylko o pisaniu, ale również o samej świadomości tego, że w każdym dowolnym momencie mogę do nich powrócić, i to ze wszystkimi szczegółami. Oczywiście, zeszyt pewnego pięknego dnia zniknął, a ja usłyszałam komentarz, jak to można takie zberezieństwa pisać i co ja sobie myślę.
Otóż, pomyślałam sobie dość tego i nigdy więcej nie dałam powodów mojej rodzinie do głupich wywodów. Co oczywiście nie oznacza, że byłam grzeczna.
Jeśli chodzi o literaturę poglądową, to nie zapomnę, jak z wypiekami na twarzy, czytałyśmy z przyjaciółką starą, cenzurowaną kamasutrę, kupioną za grosze w jakimś zapomnianym antykwariacie. Następnie były kobiece pisma, najpierw matczyne, później własne. No i nie zapomnijmy o pierwszych filmach pornograficznych, oglądanych zazwyczaj z nerwowym chichotem na babskiej imprezie jakże to dorosłych nastolatek.
Nie będę wspominać o wszystkich moich mężczyznach życia, bo to kompletnie mija się z celem, zwłaszcza, że z więszością z nich nie łączyły mnie TEGO typu relacje.
Gdy zaczęłam się spotykać z moim obecnym facetem, jedynym do tego powodem była szczera chęć zemsty na całym męskim narodzie. Nie wyszło. Jesteśmy już ze sobą kupę lat i na razie nie zanosi się na zmiany. Nasze pierwsze próby zbliżenia były nieudaczne, krępujące, każde z nas się czegoś wstydziło. Byłam zawiedziona: próba po próbie, on się dobrze bawi a ja tu nic. Nie miałam odwagi z nikim o tym porozmawiać, zapytać co się może dziać. Jesteśmy już tak dawno za tym etapem, że właściwie tylko już się z tego śmiejemy, ale wtedy nie było mi tak zabawnie.
Wiem, że zostałam przez moich rodziców w pewien sposób zaprogramowana, że ciężko będzie pokonać pewne przeszkody w wychowaniu własnych dzieci. Mimo wszystko, chciałabym jednak gorąco zaapelować (do przyszłych mam zwłaszcza): uświadamiajcie swoje pociechy! Być może nie każdy jest w stanie rozmawiać o seksie z kilkulatkiem, ale stopniowo wprowadzane elementy wiedzy na ten temat czynią go mniej ekscytującym w późniejszym wieku. Nie można mówić, że to jest złe, be, niedobre i od tego będziesz mieć głupie dzieci. Bo zdarza się niestety, że niedouczony nastolatek sięgnie po własne źródła wiedzy. A później słyszy się o małoletnich matkach i grze w „słoneczko”.
Mam nadzieję, że ta historia posłuży jako przestroga dla jednych (chociaż osobiście, nieskromnie uważam, że wyrósł ze mnie całkiem przyzwoity człowiek), inni być może mieli podobne przeżycia – tym mówię, nie jesteś sam. Amen.